Clintonizm


Z okazji nadchodzącej Nocy Wyborczej publikujemy dwa teksty dotyczące kandydatów w prezydenckich wyborach. O Hillary Clinton i "otoczce" wokół jej kandydatury pisze Konrad Mzyk.

Kampanie wyborcze są długie i bezwzględne, a ich intensywność zawsze wpływa na publiczną percepcję kandydatów, którzy zostają na ostatniej prostej rywalizacji o urząd prezydenta. Powszechnie znane jest twierdzenie, że Nieumiejętnie wykorzystana największa siła, może okazać się największą słabością. Jednak skala z jaką ono uderza w jednego z kandydatów w czasie tej kampanii jest niebywała, przez co wybory, które racjonalnie powinny być już dawno roztopionym, zeszłorocznym śniegiem, stały się dla nas spektaklem, który będziemy obserwować z wypiekami na twarzy czekając na kolejne prognozy stacji telewizyjnych. Mamy do czynienia ze specyficznym i zaskakującym procesem, który w tym cyklu wyborczym śmiało określiłbym mianem: Clintonizmu. Czyli uznania cech, które zwykle wyborcy uważają za zalety... jako wady.

Kiedy spytamy Demokratów o to co sprawia, że Hillary Clinton jest najlepszym z możliwych kandydatów, aby objąć urząd prezydenta, to zazwyczaj pierwszą odpowiedzią jaka się pojawia jest „doświadczenie”. I jest to argument któremu zaprzeczyć nie sposób. Wielu ludzi nazywa Clinton najbardziej doświadczonym kandydatem jaki kiedykolwiek startował w wyborach prezydenckich, a jej CV należy do tych z kategorii najbardziej imponujących. Sama Hillary Rodham Clinton jest obecna w życiu publicznym Ameryki już od wielu lat.

Najpierw jako Pierwsza Dama stanu Arkansas, później jako Pierwsza Dama Stanów Zjednoczonych bardzo często pojawiała się w centrum uwagi opinii publicznej i imponowała swoim zaangażowaniem w wielu burzliwych i ważnych kwestiach walcząc o prawa kobiet, reprezentując prawa dzieci i ich rodzin oraz tworząc reformy zdrowia i szkolnictwa czy to na poziomie stanowym czy też ogólnopaństwowym. Następnymi etapami jej kariery były reprezentowanie stanu Nowy Jork w Senacie oraz pełnienie funkcji Sekretarza Stanu w czasie pierwszej kadencji Baracka Obamy.

Najbardziej oczywistym objawem Clintonizmu jest dokładnie trzydzieści lat publicznej posługi, które powinno być jak górski wyciąg na szczyt dla Hillary Clinton. Czemu więc ostatni rok jest dla niej taką uciążliwą wspinaczką po stromym zboczu? Być może dlatego, że jej największą słabością jest właśnie ciągłe życie na świeczniku, pod lupą i ciągłą obserwacją. Wyborcy Trumpa twierdzą, że kandydatka Demokratów jest sama sobie winna tego, że to działa przeciw niej i w tym przypadku częściowo trzeba się z tymi głosami zgodzić.

Życie państwa Clintonów można określić hasłem „niekończący się skandal”. Seks-skandale Billa Clintona to temat na osobny artykuł, ale nie można zapominać o tym, że już od wielu lat Hillary Clinton jest również zamieszana w różne inne szemrane powiązania. Jako jedyna Pierwsza Dama w historii 1995 roku była zmuszona zeznawać przed senacką Komisją śledczą. Piętrzące się niejasności związane z fundacją Clintonów, niekończące się oskarżenia wobec sprawy ataku na amerykańską ambasadę w Benghazi w Libii, czy słynny skandal z e-mailami co chwila wstrząsającymi opinią publiczną i fakt iż jest on skrupulatnie badany przez FBI to tylko czubek góry lodowej, która wzmaga niechęć ale i przede wszystkim nieufność wyborców. Nawet jeśli Clinton nigdy oficjalnie nie została skazana to niesmak po każdym kolejnym skandalu pozostaje.

Doświadczenie jest też wadą bo tworzy z byłej Sekretarz Stanu typowego insidera. Człowieka z wewnątrz. Człowieka pochodzącego z samego centrum systemu i czerpiącego z niego korzyści przez co bardzo łatwo jest doczepić jej łatkę korupcji (przyjmowanie dużych sum pieniędzy za wygłaszane wystąpienia dla sektora bankowego) i utożsamiać z nią wszystko co najgorsze w Waszyngtonie. Jej problemem w trakcie tej kampanii – zarówno w okresie prawyborów jak i wyborów powszechnych – jest wzrost ruchu antyestablishmentowego i fakt, że na każdym etapie musi mierzyć się z kandydatami chętnie podpinającymi się pod ten ruch i określającymi się jako typowi outsiderzy – był to Bernie Sanders i jest to Donald Trump. Fakt wycieku maili - tuż przed Konwencją Demokratów - z których wynikało, że partia pomagała Clinton w jej przedłużającej się rywalizacji z Bernie Sandersem, również spolaryzował odczucia wśród wyborców względem nominowanej już wtedy kandydatki partii demokratycznej.

Wieloletnie doświadczenie i obecność na szczytach powielają zarzut, że Hillary mimo tak znaczącego czasu spędzonego na ważnych stanowiskach – nigdy nie potrafiła wykrystalizować swoich własnych przekonań na tyle, aby potrafić przerodzić je w jakąś wizję. Aby podać przykład – często wypominane są jej decyzje gdzie jako senator głosowała zarówno za inwazją wojsk w Afganistanie (2001), jak i Iraku (2003), później przyznając, że jej decyzje były błędne co tylko podkreśla brak jej fundamentalnych przekonań, którymi kierowałaby się w podejmowaniu decyzji. Brak merytorycznego kontrkandydata w wyborach powszechnych również działa na jej niekorzyść, gdyż nie pozwala to zmienić jej wizerunku kandydatki bez przekonań.

Być może jest to dość kontrowersyjny sposób oceny, ale Hillary Clinton również traci tym, że kreuje się jako strażnik praw Afroamerykanów, Latynosów czy nawet osoby walczącej o prawa kobiet. Weźmy pod lupę na przykład to ostatnie. O ile ludzie są świadomi tego, że wybór kobiety prezydenta byłby historyczny, o tyle jestem jednak przekonany, że zazwyczaj w trakcie wyborów głosujący kierują się względami sobie najbardziej pragmatycznymi, głosują za kandydatem który w ich odczuciu najlepiej zadba o poprawę ich sytuacji, a nie ze względu na to, że mogą uczestniczyć w czymś tak historycznym jak wybór pierwszej kobiety Prezydent. Już w trakcie prawyborów Partii Demokratycznej często pojawiały się głosy oburzenia wśród kobiet, którym nie podobało się, że oczekuje się od nich głosowania na rzecz Clinton, tylko i wyłącznie dlatego że jest kobietą. Paradoksalnie takie zarzuty często mogą powodować większą niechęć do oddania swojego głosu na danego kandydata. Tak więc tutaj również pojawia się cecha Clintonizmu – To że jesteś kobietą – wcale nie znaczy że automatycznie otrzymasz głos aż tak znaczącej większości kobiet.

Czy Hillary Clinton jest odpowiednią osobą, aby objąć urząd prezydenta? Nikt tego nie może dokładnie przewidzieć. Na papierze to jej plany są o wiele bardziej racjonalnymi. W dużej mierze kontynuacja polityki Baracka Obamy, plus kilka własnych przekonań powinny stawiać Clinton ponad jakiegokolwiek kandydata. Jej walka o prawa społeczności LGBT, zupełnie inne podejście do kwestii imigrantów i bezpieczeństwa, mogą wielu osobom w Ameryce się podobać, jednakże pojawienie się  Clintonizmu w czasie tych wyborów sprawia, że Hillary Clinton nie jest kandydatką, której łatwo oddać swój głos.

Komentarze

Popularne posty

Japoński samuraj niechciany w USA, czyli dlaczego Nissan Skyline R34 jest nielegalny w Stanach Zjednoczonych

Co kojarzy nam się z USA? Subiektywny przegląd amerykańskiej kultury

What is this shit, really?