Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2012

Rzecz o wyborczych gafach

Gafy kandydatów są równie trwałym elementem kampanii wyborczych co konwencje, debaty, reklamy wyborcze czy sondaże. Jeśli coś je odróżnia, to chyba tylko to, że nie wiadomo kiedy się kandydatom przytrafią i jaka będzie ich siła rażenia. To drugie zresztą jesteśmy w stanie ocenić dopiero po wyborach, a i tak ocena nie będzie adekwatna, gdyż opierać się będzie jedynie na zadanych post-factum pytaniach w sondażach. Z drugiej strony jeśli kandydatowi przytrafi się poważna wpadka, o której informacja będzie wracać jak swoisty bumerang, możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że ta wypowiedź, zachowanie czy decyzja stanowiła jedno z ważniejszych wydarzeń zakończonej kampanii wyborczej. Kto na gafach najbardziej traci? Naturalnie osoba, która je popełni. Taki kandydat musi nie tylko tłumaczyć się z wpadki. Po niezręcznej wypowiedzi zazwyczaj traci punkty sondażowe i jest łatwym celem dla mediów. Jeśli zaś gafa zostanie właściwie wykorzystana przez obóz przeciwnika, może zab

Wyborcza ścieżka dźwiękowa

Muzyka zawsze w mniejszym lub większym stopniu uczestniczyła w kampaniach wyborczych, także tych prezydenckich. Jednak przede wszystkim, gdy ma się w myślach wykorzystanie muzyki w polityce to raczej w aspekcie negatywnym. Głośne protesty, niezależne koncerty, festiwale manifestujące swoje niezadowolenie z obecnej sytuacji w państwie. Warto jednak przyjrzeć się innemu rodzajowi jej przynależności politycznej, bo muzyka była również i wciąż jest wykorzystywana jako tło dla wieców, jako urozmaicenie konwencji wyborczych, jako okazja by znani artyści opowiedzieli się po jeden ze stron walczących o zwycięstwo.  Historia zna ogrom przykładów wykorzystania muzyki w kampaniach wyborczych. Wracając myślami do ubiegłych dekad można wspomnieć takie przykłady jak chociażby słynne wykorzystanie utworu „Born in the USA” w kampanii Ronalda Reagana lub występy Billa Clintona, który w programie telewizyjnym popisywał się umiejętnościami grania na saksofonie. Patrząc wstecz, można przyjąć, że mu

11 września 2012

6 września, w czasie konwencji w Charlotte, Barack Obama powiedział: “Cztery lata temu, obiecałem zakończyć wojnę w Iraku. Zakończyliśmy ją. Obiecałem skupić się na tych terrorystach, którzy naprawdę zaatakowali nas 11 września. Zrobiliśmy tak. Ostudziliśmy zapał Talibów w Afganistanie, a w 2014 roku nasza najdłuższa wojna zakończy się. Nowa wieża wznosi się ponad budynki Nowego Jorku, Al-Kaida jest na drodze do klęski, a Osama bin Laden nie żyje.” Słowa te zostały wypowiedziane na kilka dni przed obchodami 11 rocznicy tragedii 11 września, ale mimo, że spełnienie obietnic wyborczych i śmierć bin Ladena stanowią spore zwycięstwo Demokratów i mogą przemówić do wyborców, kwestie te są rzadko poruszane w tegorocznej kampanii. Na konwencji Republikanów o 11 września, wojnach w Iraku i Afganistanie, i o bin Ladenie, mówiono jeszcze mniej. Romney wspomniał o Afganistanie tylko raz w swojej mowie, w której przyjął prezydencką nominację Partii Republikańskiej. Poświęcił tylko kilk

Tampa i Charlotte

Obraz
Konwencje wyborcze w Stanach Zjednoczonych od pewnego czasu uznawane są za niepotrzebne . Mimo to zakończone właśnie spotkania delegatów obu partii w Tampa i Charlotte były przedsmakiem tego, co czeka nas podczas prezydenckiej kampanii wyborczej. Tradycyjnie partia, z której wywodzi się urzędujący prezydent odbywa swą konwencję jako druga, stąd też spotkaniem w Tampa jesienną kampanię wyborczą rozpoczęli Republikanie. Początkowo istniała obawa czy konwencja nie zostanie przełożona, jako że w tym samym czasie na Wschodnim Wybrzeżu USA szalał huragan Issac. Fakt ten mógł nie tylko pokrzyżować logistyczne plany Grand Old Party (GOP), ale również przełożyć się na problem symboliczny w kontekście politycznym. Oto po siedmiu latach od huraganu Katrina, z którym nie potrafiła poradzić sobie republikańska administracja oraz republikański Kongres, tym razem uderza w kandydata na prezydenta. Gdy obawy zostały rozwiane, konwencja była niemal podręcznikowym przykładem spotkania delegatów,