Tampa i Charlotte
Konwencje
wyborcze w Stanach Zjednoczonych od pewnego czasu uznawane są za niepotrzebne.
Mimo to zakończone właśnie spotkania delegatów obu partii w Tampa i Charlotte
były przedsmakiem tego, co czeka nas podczas prezydenckiej kampanii wyborczej.
Tradycyjnie partia, z której wywodzi się urzędujący prezydent odbywa swą
konwencję jako druga, stąd też spotkaniem w Tampa jesienną kampanię wyborczą
rozpoczęli Republikanie.
Początkowo
istniała obawa czy konwencja nie zostanie przełożona, jako że w tym samym
czasie na Wschodnim Wybrzeżu USA szalał huragan Issac. Fakt ten mógł nie tylko
pokrzyżować logistyczne plany Grand Old
Party (GOP), ale również przełożyć się na problem symboliczny w kontekście
politycznym. Oto po siedmiu latach od huraganu Katrina, z którym nie potrafiła
poradzić sobie republikańska administracja oraz republikański Kongres, tym
razem uderza w kandydata na prezydenta.
Gdy obawy
zostały rozwiane, konwencja była niemal podręcznikowym przykładem spotkania
delegatów, których partia ma nadzieję pozbawić urzędu ubiegającego się o
reelekcję prezydenta. W kolejnych przemówieniach, być może z wyjątkiem mowy Ann
Romney, przeplatało się słynne pytanie Are
you better off than fours years ago? Po raz pierwszy postawił je Ronald
Reagan na koniec
jedynej prezydenckiej debaty z Jimmy’m Carterem, w październiku 1980 roku. Takie
pytanie pojawia się zawsze w kontekście wyborczym jak ten w 1980 czy 2012: gdy
urzędujący prezydent ubiega się o reelekcję.
Naturalnie,
Republikanie przekonywali, że sprawy mają się gorzej niż 4 lata temu, że mają
plan poprawy sytuacji i że być może warto rozważyć zmianę lokatora Białego
Domu. Szczególnie podkreślali to Paul Ryan oraz Mitt Romney, czemu nie należy
się w żaden sposób dziwić.
Konwencja była
przeplatana dobrymi momentami i zgrzytami. Najpierw gubernator New Jersey Chris
Christie, zamiast zwyczajowej mowy pochwalnej na rzecz kandydata na prezydenta,
częściej mówił o osiągnięciach swoich niż Mitta Romneya. Tylko o takowych
mówiła żona kandydata Ann, której przemówienia zostało bardzo cieple przyjęte,
podobnie jak wystąpienia Condoleezzy Rice. Bardzo ostre było z kolei
wystąpienie Paula Ryana, które nawet komentatorzy związani z Republikanami
ocenili bardzo krytycznie, zarzucając kongresmenowi, delikatnie rzecz ujmując,
mijanie się z prawdą.
Jednak
największe wrażenie, choć raczej nie pozytywne, wywołało przemówienie, czy też
performance, Clinta Eastwooda, który przyćmił swym występem nawet Mitt Romneya.
A gdy ten Mitt Romney wygłosił chyba najlepsze w swoim życiu przemówienie, w
którym przyjął prezydencką nominację Partii Republikańskiej, analitycy i
obserwatorzy zastanawiali się jaka będzie odpowiedź Demokratów. Republikanie
sprawili bowiem, że na kilka dni punktem odniesienia w kampanii stało się
pytanie Reagana, związane z rozczarowaniem
rządów administracji prezydenta Obamy.
Jeśli jednak
politykom i sympatykom GOP wydawało się, że udało im się odwrócić losy całej
kampanii, to musieli się srogo rozczarować po przemówieniu Billa Clintona. 4
lata były prezydent zaczął brać aktywny udział w kampanii Baracka Obamy dość
późno, ich relacje były dość napięte, co jednak jest zrozumiałe wobec startu w
prawyborach Hillary Clinton. Tym razem 42 prezydent USA wspiera Obamę od dość
dawna, czego najlepszym dowodem było jego znakomite przemówienie na konwencji
Demokratów.
Podnosząc w nim
takie tematy jak American Dream, otwarcie prezydenta na współprace z jego
oponentami, przypominając czasy swojej prezydentury czy też malując różnice
między programem politycznym prezydenta a duetu Romney-Ryan, Bill Clinton „wskazał
dlaczego Baracka Obama powinien być ponownie wybrany w lepszym stylu, niż
uczynił to sam prezydent”, a jeden z Republikańskich konsultantów
politycznych stwierdził nawet, że swoim wystąpieniem Clinton zapewnił
prezydentowi drugą kadencję. Czy tak rzeczywiście będzie, czas pokaże. Na dzień
dzisiejszy wygląda jednak, że mowa Billa Clintona będzie pamiętana bardziej niż
słowa Michelle i Baracka Obamy, Joe Bidena czy Juliana Castro.
I tak oto po
organizowanym raz na cztery lata święcie dla wszystkich delegatów partyjnych,
kandydaci ruszyli w teren by tam walczyć o głosy wyborców w kluczowych w tych
wyborach stanach. Na następne wydarzenia medialne, które swym rozgłosem
dorównują, a nawet przebijają konwencje partyjne, będą październikowe
prezydenckie i wiceprezydenckie debaty telewizyjne.
Koło Naukowe Amerykanistyki
Komentarze
Prześlij komentarz