American History F: Gangi Nowego Jorku i rzeczywistość irlandzkiego imigranta
It's not that easy being green - śpiewał pierwszy płaz Ameryki irlandzkiego pochodzenia - Żaba Kermit. Miał rację, od początku swojej emigracji do Stanów jego rodacy musieli zmagać się z brakiem wsparcia i nienawiścią religijną. Moim zdaniem nie ma filmu lepiej oddającego brutalność rzeczywistości, w jaką wrzucani byli Irlandczycy i reszta tyglu narodowościowego przypływająca ostatkiem sił do Nowego Jorku, niż Gangi Nowego Jorku Martina Scorsese.
Reżyser również jest potomkiem imigrantów, przybyłych do Nowego Jorku z Sycylii. Urodzony w Queens, wychowany w Little Italy na Manhattanie wydaje mi się każdym filmem (a jest ich już ponad 50!) składać hołd swojej multietnicznej kolebce. Taksówkarz, Wściekły Byk, Chłopcy z ferajny czy Wilk z Wall Street to must-see każdego fana kina, a akcja Gangów Nowego Jorku, jak przyznaje sam twórca, może być traktowana jako preludium konfliktów społecznych do kolejnych ekranizowanych historii. Tak więc, z czym się mierzymy?
Nowy Jork Anno Domini 1846, w najgwałtowniejszej dzielnicy miasta, Five Points, spotykają się dwie strony konfliktu: Tubylcy - "prawowici synowie" ziemi amerykańskiej pod dowództwem Billa "Rzeźnika" Cuttera oraz Zdechłe Króliki - gang irlandzkich Amerykanów domagających się zakończenia prześladowań, z katolickim księdzem Vallonem na czele (niosącym dyskretny rekwizyt w postaci metrowego, kamiennego krzyża celtyckiego). Plac nadchodzącej jatki pokryty jest malowniczo warstwą białego puchu, który już za chwilę, in Tarantino style, zostanie pokryty galonami czerwonego barwnika. Mężczyźni stojący teraz na przeciwko siebie to Daniel Day-Lewis i Liam Neeson, według logiki Anglik gra Amerykanina, a Irlandczyk Irlandczyka. Ostatni, zapewne z powodu dosyć ciężkiego atrybutu walki, zostaje dziabnięty przez Lewisa i pada na ziemię. Za 16 lat, jego syn postanowi pomścić śmierć ojca i dokończyć żywota Rzeźnika. Rola młodego mężczyzny, który tego dokona, przypada... Leo DiCaprio? Tak, potomka prawie dwumetrowego Celta gra szczupły Kalifornijczyk z akcentem, który mocno miesza mi w głowie (poza tym, jestem prawie pewna, że w jednej scenie ma muszelkę wpiętą w warkoczyk?!).
Reszta wydarzeń toczy się w latach 1862/1863. Tu pojawia się jeden z największych zarzutów historyków w związku z ekranizacją. Gdy w rzeczywistości Nowy Jork przez paręnaście lat zwiększa swoją populację o ponad 500 tysięcy osób, a wielu Irlandzkich imigrantów z lat 30. i 40. znajduje już zatrudnienie albo odnajduje się w sprzyjających strukturach politycznych, w filmie nie zmienia się absolutnie nic.
Postaci Billa Cuttera i Amsterdama, syna Księdza, mają różne korzenie faktograficzne (jeden je ma, a drugi nie). Ulicami dziewiętnastowiecznego Nowego Jorku faktycznie przechadzał się William "the Butcher" Poole. Był przywódcą gangu Bowery Boys, który pojawia się w filmie, ale tylko z nazwy. Grupa ta naprawdę była nemesis Zdechłych Królików, więc istnienie Tubylców w ekranizacji możemy traktować jako uosobienie natywizmu i poglądów rasistowskich, narastających od 1830 r. kiedy to rekordowe ilości imigrantów zaczęły napływać do miasta. W 1858 r. już 51% nowojorczyków było pochodzenia innego niż amerykańskie, a wraz z objęciem prezydentury przez Abrahama Lincolna w 1861 r. i wybuchem wojny secesyjnej, część białej większości anglosaskiej i irlandzkiej zaczęła nawoływać do odwrócenia się Nowego Jorku od Unii i poparcia prezydenta Skonfederowanych Stanów Ameryki Jeffersona Davisa. W drugim roku trwania secesji takie nastroje doprowadziły do zamieszek w metropolii, które spowodowane były obowiązkowym naborem do armii. Rozruchy 1863 r. pozostały największym tego typu wydarzeniem w historii Stanów Zjednoczonych, życie straciło wielu Afroamerykanów, często z rąk Irlandczyków. Wydarzenie to w filmie ukazane jest niezgodnie z prawdą. Zbrodnie tłumione są krwawo, padają salwy armatnie z portu, a na koniec dnia mieszkańcy miasta zapalają w oknach świece na znak solidarności z walczącymi. Prawdą jest, że podczas walk strajkujący przez większość czasu mieli przewagę liczebną nad służbami i pokonać ich udało się dopiero w trzeci dzień zamieszek. Nie ma również dowodów na obecność kanonady (która, przyznaję, w filmie robiła wrażenie) , a świece palono podczas irlandzkich rozrób w roku kolejnym. Największym błędem jest jednak nieukazanie udziału imigrantów z Zielonej Wyspy w wydarzeniu i przez to "wybielenie" ich dziedzictwa (przy okazji zastanówmy się nad etymologią tego zwrotu: jak fantastycznie jest dla białych być synonimem czegoś prawego, w przeciwieństwie do np. "oczerniać kogoś").
Całkiem nieźle oddana jest za to postać Williama Tweeda, Bossa Tammany Hall, granego przez Jima Broadbenta. Ten klub polityczny Partii Demokratycznej, prężnie funkcjonował w Nowym Jorku w filmie i rzeczywistości. Organizacja założona w 1789 r. przez irlandzkich katolików, od połowy XIX wieku aż do początku XX rządziła Wielkim Jabłkiem w stylu don Corleone, zapewniając nowo przybyłym imigrantom wsparcie zawodowe i prawne, w zamian licząc jedynie na głos (albo dwa, max 3!). Scena wyborów samorządowych w filmie musiała przypominać rzeczywistość, obrazuje chaos oraz machlojki po obu stronach. Irlandczycy mieli wszystko, żeby odnieść sukces w polityce: nie byli zbyt zajęci prowadzeniem rozbudowanych struktur zawodowych, jak Żydzi czy Niemcy (Ci przybywając do Ameryki byli w większości rzemieślnikami, wspierali się tworząc wspólne warsztaty), a i swoista moralność katolicka (w przeciwieństwie do protestanckiej) pozwalała im na załatwianie rzeczy szybciej i skuteczniej niż innym.
Realia przemocy i chaos życia na Manhattanie przedstawione przez Scorsese w Gangach Nowego Jorku są z całą pewnością przesadzone. Reżyser przyznaje, że film bardziej przypomina operę, niż przedstawienie faktów, ale taka koncepcja jest ciekawsza. Czy się z tym zgadzam? Nie. Czasy obrazowane, szczególnie w Ameryce Północnej i Nowym Jorku są, bez żadnych manipulacji i historycznego miszmaszu, kopalnią nieprawdopodobnych wydarzeń i barwnych postaci. Na przykład prawdziwy Bill Rzeźnik Poole został zastrzelony przez boksera o ksywce Old Smoke, który później został kongresmenem Izby Reprezentantów! Jak tu nie kochać Ameryki? Tam historie piszą się same (a scenarzyści strajkują). Przymykając oko na nieścisłości faktograficzne, film warto obejrzeć: 3 razy dla gry Daniela Day-Lewisa, kolejne 2 dla ładniutkiej Cameron Diaz i reszty brytyjskich gentlemanów i ostatni, żeby dojrzeć muszelkę we włosach Leo.
Irlandczyków w Ameryce możemy wciąż podziwiać, są teraz grupą etniczną, do której przynależność deklaruje ponad 10% obywateli Stanów Zjednoczonych, w tym: Matthew McConaughey, Robert Downey Jr., Megan Fox i (najlepsze na koniec....) Jonas Brothers! Od zbieraniny jednostek wypędzonej ze swojej ziemi przez anglikanów i głód, okradanych w portach, pracujących przy najnędzniejszych pracach publicznych, stali się potęgą polityczną i roboczą. Nawet najgorszy narodowy stereotyp rozpitych grajków przekuli na swoją korzyść stając się największymi posiadaczami barów w Ameryce.
W związku z powyższym, uczcijmy irlandzką historię i hart ducha w ramach St. Paddy's Day 17 marca, a potem sukces irlandzkich Amerykanów 19 marca, na obchodach organizowanych przez Koło Naukowe Amerykanistyki.
Katarzyna Bakalus
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDzięki za ten artykuł. Co poleciłabyś przeczytać, aby poznać faktyczną historię początków Nowego Jorku?
OdpowiedzUsuń