Nowi w rodzinie




To co niesłusznie umknęło uwadze wielu obserwatorów sportowych aren, to ogłoszenie, że od sezonu 2017/18 w NHL zagra zespół z Las Vegas. Drużyna będzie się nazywać Vegas Golden Knights i może równie dobrze być oczkiem w głowie mieszkańców miasta grzechu, jak i kompletnym niewypałem. Taka ruletka. Z jednej strony bowiem hokej nie jest w południowych, ciepłych stanach USA przesadnie popularnym sportem. Z drugiej strony Złoci Rycerze będą pierwszym profesjonalnym zespołem z Las Vegas w jednej z czterech największych zawodowych lig (NBA, MLB, NFL, NHL). 


            Las Vegas jest największym miastem w stanie Nevada i mieści się w trzydziestce najbardziej ludnych metropolii USA. Do końca tego sezonu NHL będzie to największe amerykańskie miasto bez profesjonalnej drużyny. Dlaczego posiadanie swojego zespołu jest takie ważne? Bo to prestiż i pewne ugruntowanie pozycji. Las Vegas to w końcu nowy w rodzinie. Jeśli wierzyć statystykom to w 1900 roku mieszkało tam 25(!) osób, a w 1950 roku około 24 tys. Powody szybkiego rozwoju miasta są znane chyba każdemu. W Nevadzie pracowano nad amerykańską bombą atomową, był to punkt komunikacyjny, w okolicy znajduje się Zapora Hoovera. To te mniej znaczące czynniki. Ale Vegas każdemu kojarzy się z jednym. Hazard to jedna z przyczyn, która pchnęła do tego miasta osadników z całych Stanów Zjednoczonych. Jedni zarabiali tu fortuny, inni przegrywali. Wraz z nowymi kasynami rosły tam restauracje, hotele i wszelakie punkty usług, które zapewniały pracę i naturalnie pchały miasto ku rozwojowi. 


Metropolia Las Vegas to teraz około 2,5 mln stałych mieszkańców. Sporo jak na miasto bez porządnego sportowego zespołu. Niedużo większe Denver to siedziba drużyn wszystkich czterech lig. Najsilniejsza broń Las Vegas zdaje się być też sporą bolączką. (Pop)kulturowy status tego miasta sprawia, że wśród amerykańskich metropolii miasto grzechu zdaje się być traktowane z lekkim przymrużeniem oka. Las Vegas to raczej punkt turystyczny niż miejsce zamieszkania. Wydaje się, że w zbiorowej świadomości utarło się, że łatwiej tam spotkać prostytutkę, bankruta, czy podstarzałą gwiazdę country niż zwykłego mieszkańca. Takie elementy wizerunkowe jak klub sportowy z prawdziwego zdarzenia miałyby tę ujmę rekompensować. Gorzej, że ligi patrzą niechętnie na miasto, które żyje z zakładów, także sportowych. Wystarczy sobie wyobrazić ewentualny skandal, gdyby któryś z pracowników klubu z Las Vegas został przyłapany na obstawianiu wyników meczów. Gdy w 2007 NBA zorganizowała w tym mieście Mecz Gwiazd (jedyny raz, kiedy miasto bez drużyny w NBA organizowało tego typu przedsięwzięcie) ustalono, że zakładów dotyczących tego spotkania nie będzie.


Hokej to też nowy w rodzinie. Liga NHL to trochę rodzynek wśród zawodowych lig w USA i Kanadzie. Niby w tym roku rozgrywki obchodzą stulecie istnienia, a historię mają długą i ciekawą. Ale, podobnie jak Las Vegas, tak i NHL traktuje się z pewną pobłażliwością. Z kilku powodów. Po pierwsze jest to sport drogi i wymagający. Do pogrania w koszykówkę wystarczy tak naprawdę piłka i obręcz 3 metry nad ziemią. Żeby spróbować sił w hokeju na lodzie wypada mieć dostęp do lodowiska, posiadać łyżwy, kij, krążek, ochraniacze. To stricte północny sport. I chociaż niesamowicie intensywny i energetyczny, trudno go marketingowo dobrze sprzedać. Choćby dlatego, że w relacji telewizyjnej widzimy 12 zawodników uganiających się za niemal niewidocznym krążkiem. Nie ma co kryć, dyscyplina dla koneserów, głównie białych reprezentantów klasy średniej z kanadyjsko-amerykańskiego pogranicza. Białość hokeja to kolejna wada. Podczas gdy w NBA, NFL czy MLB zróżnicowanie rasowe i etniczne jest spore, to 98% hokeistów to biali zawodnicy z Ameryki Północnej lub wschodniej i północnej Europy. Grono ekskluzywne, choć to akurat zmienia się z roku na rok.
 
Gablota poświęcona Gretzky'emu w hokejowej Galerii Sław

Wydaje się, że dopiero od niedawna NHL staje się pełnoprawnym uczestnikiem wśród czterech zawodowych lig. Pewnie cały czas będzie to sport, w którym dochody i płace będą dalece mniejsze, ale nie da się ukryć że ostatnie dekady to jednak rozwój ligi. Dużo w tym zasługi największego hokeisty wszech czasów. Wayne Gretzky, The Chosen One, był w latach 80. Michaelem Jordanem hokeja. Dzięki kolejnym rekordom, nagrodom i mistrzostwom Gretzky stał się w popkulturze kimś rozpoznawalnym równie mocno, co inni wielcy sportowcy, gwiazdy NBA czy boksu. Zwłaszcza w dobie coraz większego rozwoju mediów.


Czy jedna osoba może uratować ligę? Trudno powiedzieć. Niemniej osoba Wayne’a Gretzky’ego doprowadziła do prosperity hokeja. Kiedy genialne kanadyjskie dziecko hokeja stało się bohaterem transferu do Los Angeles Kings, zwróciło to uwagę całej Ameryki. Zespół z Miasta Aniołów zyskał sporą popularność. Działacze zauważyli, że południowy zachód USA to także miejsce do rozwoju hokeja. W kilka lat po transferze swoje zespoły miały już: Denver, Anaheim, San Jose, Phoenix czy Dallas. Dodatkowo, większość tych zespołów odnosiło w lidze sukcesy, tylko utwierdzając w przekonaniu inwestorów, że i w cieplejszej części Ameryki da się utrzymać hokejową drużynę.
Parada mistrzowska Los Angeles Kings. Zwycięstwa w lidze Kings, Anaheim Ducks czy Dallas Stars to dowody, że można zainteresować hokejem kibiców w południowo-zachodniej częsci USA

Wydaje się więc, że mariaż Las Vegas i NHL to małżeństwo z rozsądku, a takie przecież wychodzą najlepiej. W największym mieście Nevady pojawi się wreszcie profesjonalny zespół. Ubogi krewny wśród lig zyska nowy przyczółek na mapie i to znów w tej części USA, która nie kojarzy się ze sportami zimowymi. Win-win situation. Dla obu stron jest to też świetna inwestycja. Jeśli Golden Knights okażą się sprawną marketingową maszynką, to inwestorzy z NBA, NFL czy MLB nie przepuszczą okazji, żeby założyć (albo przenieść już istniejący) klub w największym mieście Nevady. A NHL pokazuje, że można i być może kwestią czasu są kolejne zespoły. Jest jeszcze kilka sporych miast bez drużyny hokejowej. Choćby Seattle, Houston czy Kansas City.

Jeszcze słówko o samych Vegas Golden Knights (tak, Vegas, w nazwie zespołu pominęto Las). Nowi w rodzinie NHL szybko przechodzą z idei w materię. Ich lodowisko mieścić się będzie w T-Mobile Arena, hali oddanej do użytku w kwietniu 2016 roku. Ich właścicielem jest Bill Foley, Teksańczyk, które fortunę zbił na rynku finansowym. Nazwa klubu, jego logo i kolorystyka są estetycznie dyskusyjne, ale mniejsza o to. Zawodnikami Złotych Rycerzy będą gracze niechciani w innych klubach NHL oraz narybek pozyskany w drafcie, czyli corocznym naborze młodych zawodników do ligi. Historia uczy, że nowo założone zespoły muszą przejść przez kilka lat czyśćca zanim ustabilizują swoją pozycję w lidze i będą mogły walczyć o najwyższe cele. 
Logo zespołu to hełm z wpisaną literą V (jak Vegas)

           Na razie Vegas Golden Knights są więc ciekawostką. Są traktowani z przymrużeniem oka. Tak jak Las Vegas. Tak jak NHL. Ale nie zdziwmy się, jeśli okaże się, że to wszystko to etapy na drodze do przepoczwarzenia się do miana sportowej stolicy Southwestu USA. Bo to miasto na to stać. Dosłownie i w przenośni.
PS: Sportowa ekspansja Las Vegas nabiera rumieńców, pojawiły się bowiem pogłoski o przeniesieniu do miasta zepsołu NFL, Oakland Raiders. Jeśli operacja dojdzie do skutku może to oznaczać problemy dla... Goldn Knights, którzy mogą stracić część rynku i zainteresowania na rzecz drużyny z dużo popularniejszej ligi futbolowej.   

Michał J. Szewczuk

Komentarze

Popularne posty

Japoński samuraj niechciany w USA, czyli dlaczego Nissan Skyline R34 jest nielegalny w Stanach Zjednoczonych

What is this shit, really?

American History F: Gangi Nowego Jorku i rzeczywistość irlandzkiego imigranta