Kanadyjska fabryka snów
Pierwszego lipca Kanadyjczycy obchodzą Dzień Kanady. Z tej okazji postanowiłam napisać o czymś, co od dłuższego czasu zaprząta mi głowę – o kanadyjskim przemyśle filmowym. Długie godziny spędzone nad projektem dotyczącym tego zagadnienia sprawiły, że czuję się zobowiązana do podzielenia się zdobytą wiedzą. Najwyższy czas przybliżyć to interesujące, a jednak słabo kojarzone zagadnienie. Kanada będzie dziś na pierwszym planie.
Światła, kamera, akcja!
Można
wierzyć lub nie, ale Kanadyjczycy byli obecni w amerykańskim przemyśle filmowym
od początku. Jack Warner (tak, z tych Warnerów) pochodził z Kanady. Pierwsze
hollywoodzkie studio filmowe, Nestor Studio, było kierowane przez Kanadyjczyka,
Ala Christie, a długa lista aktorów kanadyjskiego pochodzenia stanowi tylko
część ich obecności w filmowym świecie. Nawet kanadyjskie miasta mają swój
wkład w amerykańską kinematografię. Ogromna ilość hollywoodzkich produkcji
została nakręcona właśnie w Kanadzie. Wypisywanie tytułów nie ma większego
sensu, bo jest ich po prostu WIELE. Mogę tylko zdradzić, że wszyscy
zainteresowani poszukiwaniami odkryją co to znaczy żyć w nieświadomości
(oglądanie napisów końcowych ma swoje zalety). Osobiście sama już nie wiem czy
jestem bardziej zakochana w Nowym Jorku czy w Toronto.
Hollywood North
jest potęgą. Kanadyjczycy posiadają świetne studia filmowe, dobrze wyszkolone
ekipy, zdolnych twórców, wsparcie rządowe i dobrą opinię. Cechą
charakterystyczną kanadyjskiego kina jest chęć tworzenia interesujących filmów,
niekoniecznie wysokobudżetowych superprodukcji nastawionych na zysk. Kanadyjscy
filmowcy są bardzo pracowici, a ich zaangażowanie jest doceniane na całym
świecie. Profesjonalizm ekip filmowych, przyjazne nastawienie i pasja
sprawiają, że inne narody są zainteresowane współpracą z Kanadyjczykami. To
niewątpliwie wpływa na wzrost dumy narodowej i utwierdza Kanadyjczyków w
przekonaniu, że to co robią ma sens.
W Europie festiwale są niezwykle ważne. Okazuje się, że Ameryka Północna nie pozostaje pod tym względem w tyle, na co może wskazywać organizowanie przez Kanadę wielu festiwali filmowych. Powszechnie wydaje się, że to Amerykanie są gospodarzami najważniejszych wydarzeń filmowych. Trudno się z tym nie zgodzić, biorąc pod uwagę takie gale jak rozdanie Oscarów czy Złotych Globów. Tymczasem organizowanie największych festiwali filmowych w Ameryce Północnej jest domeną Kanadyjczyków. Toronto staje się stolicą amerykańskiego i kanadyjskiego przemysłu filmowego podczas trwania Toronto International Film Festiwal. Tylko niektóre, powszechnie znane festiwale wyprzedzają TIFF swoją rangą (np. festiwal w Cannes).
Amerykańskie
wpływy są nadal wszechobecne, szczególnie w dziedzinie kultury. Kanada
podejmuje działania, które mają na celu uświadamianie Kanadyjczyków o potencjale
jaki drzemie w ich narodzie oraz promowanie kanadyjskiej twórczości. Oczywiście
istnieją przeszkody, które utrudniają osiągnięcie tych celów, ale Kanadyjczycy
radzą sobie z nimi całkiem dobrze. Poza tym są świadomi możliwości jakie dają
media społecznościowe. Dzięki Instagramowi czy Facebookowi każdy może być na
bieżąco z wydarzeniami w kanadyjskim świecie filmowym. Coraz więcej aktorów i
reżyserów związanych z Hollywood nawiązuje do swoich kanadyjskich korzeni. Co
więcej, angażują się oni w promocję kanadyjskiego przemysłu filmowego i w
umacnianie stosunków amerykańsko-kanadyjskich.
Istnieje wiele sposobów na rozpowszechnianie kanadyjskiej kinematografii. Jedną z ciekawszych inicjatyw jest National Canadian Film Day, obchodzony 29 kwietnia. Kanadyjczycy wiedzą też jak przyciągnąć widzów na festiwale filmowe. Jedno jest pewne - pomysłów im nie brakuje. Potrafią nawet sprawić, by zwykły popcorn miał iście kanadyjski charakter. Wystarczy zastąpić banalne masło syropem klonowym. Zastanawialiście się kiedyś jak wyglądałby kanadyjski Superman? Amerykanie zdecydowanie powinni pomyśleć nad nową wersją (tak swoją drogą, część zdjęć do Supermana wykonano w Kanadzie).
Kilka
lat temu przemysł filmowy w Kolumbii Brytyjskiej miał sporo problemów. Obawiano
się, że Vancouver zniknie z listy najpopularniejszych miejsc produkcji filmowej.
Kryzys został zażegnany dzięki akcji „Save BC Film”, która pokazała, że wspólne
działania Kanadyjczyków opłacają się. Akcja ta osiągnęła niespodziewaną
popularność. Mówiono o niej w telewizji, pisano w gazetach i w Internecie, a na
ulicy można było natknąć się na plakaty z hasłem „Save BC Film”. Na uznanie
zasługuje zaangażowanie i pomysłowość twórców tego przedsięwzięcia.
O
kanadyjskim przemyśle filmowym wciąż mówi się mało. Jest to niezwykle przykre,
ponieważ Kanada zasługuje na więcej uwagi. Moim zdaniem Kanadyjczycy są
pasjonatami, którzy kochają to co robią. Choć Hollywood North może kojarzyć się z nazwy z amerykańską stolicą
filmową, kanadyjskie kino jest zupełnie inne niż amerykańskie. Nie ma tu
gorszych i lepszych. Te filmowe światy są po prostu różne, ale oba zasługują na
uwagę i uznanie. Myślę, że obejrzenie kanadyjskiej produkcji w gronie znajomych
będzie dobrym sposobem na uczczenie dzisiejszego Dnia Kanady.
Anna Mazur
Komentarze
Prześlij komentarz