Surfing, geniusz i zwierzaki, czyli jak inspirować od pół wieku
Lata
60. w muzyce rozrywkowej często określane są jako złota era
muzyki rockowej. To wtedy swoje pierwsze albumy wydawała większość
grup, określanych dzisiaj jako classic
rock, świat oglądał rewolucję
kontrkulturową hippisów z festiwalem Woodstock jako punktem
kulminacyjnym, a Stany Zjednoczone zalała fala brytyjskiej inwazji,
która na zawsze odmieniła oblicze światowej muzyki. Równolegle do
eksperymentów Franka Zappy, hymnów Boba Dylana i rewolucji
Beatlesów, rynek podbijała jeszcze jedna grupa, która w pierwszej
połowie lat 60., jak również i po dziś dzień często traktowana
jest z ogromnym przymrużeniem oka – The Beach Boys.
Kalifornijska
grupa, której trzon stanowili bracia Brian, Carl i Dennis
Wilsonowie, już od samego początku swojej kariery w 1962 roku
odnosili ogromy sukces, będąc jedną z czołowych grup surf
rockowych z takimi przebojami jak Surfin’
Safari, Surfin’
U.S.A., Surfer
Girl, I
Get Around, czy California
Girls. Dziewczyny, plaże, surfing,
samochody, niewinne randki, surfing, młodzieńcze miłości i
jeszcze raz surfing. Kolejna maszynka do tworzenia lekkich, łatwych
i przyjemnych przebojów. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie
to, że zespół tworzyli geniusze muzyczni, których potencjał
artystyczny był tłumiony poprzez taką specyficzną formę.
Niezwykły kunszt kompozytorski przejawiał się w chwytliwych
melodiach i rozbudowanych aranżacjach, co zwiastowało coraz
bardziej ambitne projekty. Z płyty na płytę utwory stawały się
artystycznie zaawansowane, co zwiastowało powstanie opus magnum. 16
maja 1966 roku, dokładnie 50 lat temu, premierę miał Pet
Sounds – album, który był
ucieleśnieniem wymiaru zdolności, którymi dysponowali The Beach
Boys. Przez publikę nieco zapomniany, przez krytyków ubóstwiany, a
dla artystów nieustanna inspiracja, zmieniająca i kształtująca do
dzisiaj muzykę rozrywkową.
Faktyczna
historia tej płyty rozpoczyna się półtorej roku wcześniej, kiedy
to 23 grudnia 1964 na pokładzie samolotu lecącego z Houston do Los
Angeles, mózg i artystyczny głównodowodzący grupy Brian Wilson
doznał załamania nerwowego, które było spowodowane skrajnym
wyczerpaniem fizycznym i psychicznym, związanym z nieustannym
koncertowaniem i komponowaniem pod presją wytwórni. Muzyk został
odesłany do domu, a reszta grupy kontynuowała trasę. Tryb pracy
The Beach Boys został zmieniony – Brian zajął się tworzeniem
muzyki, a reszta formacji prezentowaniem materiału na żywo.
Pierwszym owocem tej sytuacji był album The
Beach Boys Today! wydany w marcu 1965
roku, który zawiera muzykę o wiele bardziej złożoną i bogatszą
od wcześniejszych dokonań grupy. Już trzy miesiące później na
rynku pojawił się krążek Summer Days
(And Summer Nights!!), na którym można
było znaleźć jeden z największych przebojów grupy – California
Girls. Fakt, że wytwórnia płytowa we
wrześniu 1965 roku, już dwa miesiące po wydaniu Summer
Days… zażądała kolejnego
wydawnictwa, aby go opublikować jeszcze przed Bożym Narodzeniem
uzmysławia pod jak ogromnym rygorem terminów musiał pracować
muzyk. Sytuacja ta zmusiła The Beach Boys do nagrania The
Beach Boys Party! na tzw. setkę, czyli
w całości na żywo w studiu, co sprawiło, że udało się go
stworzyć w ciągu zaledwie czterech dni.
Biorąc
pod uwagę niewiarygodną prędkość, z jaką została nagrana płyta
The Beach Boys Party!,
Brian Wilson miał dużo czasu na przygotowanie projektu najbardziej
dopracowanego, ambitnego i rozbudowanego artystycznie w historii
zespołu. Pomysł nagrania następnego dzieła przyszedł z chwilą
przesłuchania przez Wilsona Rubber Soul
The Beatles. Zafascynowany formą i jakością płyty, muzyk
postanowił nagrać zbiór piosenek, które brzmiałyby właśnie tak
jak krążek brytyjskiego zespołu. Brian Wilson wyznaczył sobie
cel, którym było nagranie jeszcze lepszego krążka. Powiedział
wówczas swojej żonie, że „przygotowuje najlepszy rockowy album
świata”.
Brian Wilson podczas sesji nagraniowych Pet Sounds |
Większość
muzyki Wilson nagrał sam, korzystając z niewielkiej pomocy muzyków
sesyjnych, wynajętych na potrzeby tej płyty. Praca odbywała się
bez reszty zespołu, tak więc kiedy wrócili z trasy koncertowej po
Japonii, wszystkie utwory czekały na nich, by dograć partie wokalne
i niektóre instrumentalne. Mający wówczas 24 lata Brian Wilson
słynął wówczas ze specyficznego stylu pracy w studiu nagraniowym
i jego kierownictwa sesjami. Bruce Johnston twierdził, że posiadał
on przywódczą moc generała Pattona, z kolei Mike Love nazwał go
wręcz „Stalinem studia”. Brian Wilson zawdzięcza swojemu
chorobliwemu perfekcjonizmowi i bardzo dokładnej wizji tego, co
chciał osiągnąć w studiu. Wiązało się to z setkami powtórzeń
oraz wielogodzinnym ćwiczeniem konkretnych partii instrumentalnych i
wokalnych. Perfekcjonizm oraz mistycyzm otaczający nowe dzieło
Wilsona były do tego stopnia rozwinięte, że nawet jeśli pod
względem muzycznym dane nagranie było idealne, Wilson doszukiwał
się takich niedostrzegalnych kwestii, jak na przykład złe wibracje
otaczające muzyków podczas nagrania lub nieczyste myśli im
towarzyszące. Ta strategia sprawiła, że Love zaczynał nazywać go
„psimi uszami”, ponieważ, jak sam twierdził, był w stanie
usłyszeć rzeczy, których większość ludzi nie mogła.
Ostatecznie
na dzieło złożyło się 13 utworów, które w pełni oddają
poświęcenie zespołu w studiu nagraniowym. Album, idąc za
przykładem Rubber Soul,
został pomyślany jako spójna całość. Stylistycznie znajdują
się tutaj klasyczne chwyty The Beach Boys, jak chociażby
urozmaicone partie wokalne, lecz wprowadzone zostają nowe
rozwiązania. Wśród nich występują rozbudowane na niespotykaną
dotąd skalę aranżacje, mnogość instrumentów, złożoność
schematów utworów, łączenie stylistyk, włącznie ze wspominaną
wcześniej muzyką symfoniczną. Kiedy 16 maja 1966 roku doszło do
premiery, album nie spotkał się z aprobatą fanów. Wydał im się
zbyt trudny i odmienny od wcześniejszych dokonań grupy. Wytwórnia
Capitol, która obserwowała bardzo słabą sprzedaż płyty w USA
(jedynie 500 tys. egzemplarzy, co w kontekście wcześniejszych
osiągnięć grupy było marnym wynikiem), postanowiła szybko
wprowadzić na rynek kompilację największych przebojów grupy pod
tytułem The Best of the Beach Boys Vol.
1. Al Jardine, ówczesny członek
grupy, miał proste wytłumaczenie dla zjawiska słabego odbioru
albumu: „publika nie była gotowa na coś tak całkowicie nowego”.
Kolejnym
znaczącym powodem, który mógł się przyczynić do nikłej reakcji
na Pet Sounds,
była premiera płyty Revolver
(5 sierpnia 1966), a następnie Sgt.
Pepper’s Lonely Hearts Club Band (1
czerwca 1967) autorstwa The Beatles. Ta druga całkowicie przyćmiła
rosnące zainteresowanie nagraniami The Beach Boys w epoce
wzrastającej popularności muzyki psychodelicznej. Paradoks sytuacji
polega na tym, że Sgt. Pepper’s…
The Beatles była inspirowana dziełem Briana Wilsona, i z założenia
to Pet Sounds
było poprzeczką do przeskoczenia dla Brytyjczyków. Sam zespół,
co wielokrotnie powtarzano, był zachwycony dziełem The Beach Boys,
a Paul McCartney do dzisiaj twierdzi, że to jego ulubiona płyta, a
God Only Knows
to według niego kompozycja wszechczasów.
Płyta
przez lata, wielbiona przez nielicznych fanów, oddziaływała na
kolejne pokolenia muzyków, obrastała w legendy i stała się
pozycją obowiązkową w historii muzyki rozrywkowej. O jednoczesnym
braku popularności na dużą skalę może świadczyć to, że status
złotej i platynowej płyty w USA (1 mln sprzedanych egzemplarzy)
zyskała dopiero w 2000 roku, 34 lata po premierze. Mimo to wielu
artystów wzorowało i wciąż wzoruje się na charakterystycznym
stylu i technikach spotykanych na Pet
Sounds i reszcie dorobku The Beach
Boys, czego przykładów można odszukać również w XXI wieku.
Grupy takie jak Animal Collective, Grizzly Bear, czy inne związane z
ruchem freak folk
otwarcie przyznają do czerpania garściami z twórczości
kalifornijskiej formacji. Typowe dla The Beach Boys i Pet
Sounds zabiegi można usłyszeć na
takich płytach jak Merriweather Post
Pavilion Animal Collective, Oracular
Spectacular MGMT, Helplessness
Blues Fleet Foxes, Veckatimest
Grizzly Bear i całego rzędu innych współczesnych artystów z
kręgu alternatywy i popu.
The
Beach Boys, tworząc takie charakterystyczne elementy w swojej
muzyce, jak rozbudowane harmonie wokalne, łączenie różnych stylów
muzycznych przy użyciu szerokiego spektrum instrumentów oraz
specyficzne techniki producenckie, sprawili, że wielu współczesnych
artystów zapragnęło tworzyć muzykę bezpośrednio nawiązującą
do spuścizny dzisiaj już kultowego zespołu. The Beach Boys nawet
50 lat po premierze ich opus magnum inspirują cały świat w sposób
pośredni, poprzez dawanie wzorców grupom amerykańskim, na które
spogląda cały świat i mniej lub bardziej świadomie przyswaja ich
charakterystyczne brzmienie. Po artystycznym sukcesie Pet
Sounds, Brian Wilson chciał stworzyć
album, który mógłby przeskoczyć tak wysoko postawioną
poprzeczkę. Próby nagrania takiego krążka skończyły się jednak
kolejnymi załamaniem geniusza, co ostatecznie spowodowało
zarzucenie projektu na lata i ciężkimi problemami psychicznymi.
Koncepcja przedsięwzięcia została jednak odkurzona i
zrewitalizowana w 2004 roku, kiedy to światło dzienne ujrzała
płyta Smile,
będąca jednym z najlepiej ocenianych krążków XXI wieku.
Natomiast z okazji 50. rocznicy wydania samego Pet
Sounds organizowana jest specjalna
trasa koncertowa, na której Brian Wilson ze swoim zespołem będzie
wykonywał całość materiału na żywo, kultywując tym samym
wartość i znaczenie tego albumu dla historii muzyki rozrywkowej.
Maciej
Smółka
Powyższy
artykuł opracowany został na podstawie artykułu naukowego Autora
pt. „God Only Knows: historia zespołu The Beach Boys oraz albumu
Pet Sounds i ich wpływ na współczesną muzykę rozrywkową”,
wydanego w ramach publikacji Koła Naukowego Amerykanistyki „Eyes
on America” i jest dostępny w całości pod tym
linkiem.
Komentarze
Prześlij komentarz