Czy Hollywood zabrakło już nowych pomysłów na filmy?

W sierpniu tego roku premierę miał remake filmu Ben Hur z 1959 roku. Pierwowzór (który poniekąd także był nowszą wersją filmu niemego z lat 20-tych. XX wieku) został obsypany Oscarami i do dziś pozostaje jedną z najlepszych produkcji filmowych w historii. We wrześniu natomiast do kin wszedł remake Siedmiu Wspaniałych z 1960 roku (który także był przeniesieniem do USA japońskiej historii z Siedmiu Samurajów Akiry Kurosawy). Obie tegoroczne produkcje nie zebrały dobrych recenzji, a ich projekcje nie są też szczególnie oblegane przez widzów. Obrazy te nie są odosobnionymi przypadkami z ostatnich lat. Nowe wersje starych filmów stały się naturalnym elementem kinowego repertuaru. Myślę, że nie tylko mi nasuwa się w związku z tym pytanie – czy Hollywood zabrakło już pomysłów na nowe filmy?

Remake, czyli nowa wersja istniejącego już filmu, jest zjawiskiem obecnym w kinematografii już od początków swojego istnienia. Zaprezentowane we wstępie przykłady pokazują, że nawet obecne przeróbki są często tak naprawdę "remake’ami remake’ów". Jednakże kiedyś dotyczyło to raczej tworzenia dźwiękowych wersji produkcji kina niemego - jak właśnie Ben Hur, ale też Dziesięcioro Przykazań (1923 r. - niemy, 1956 r. - dźwiękowy; oba w reżyserii Cecila B. DeMille’a) lub Upiór w operze (1925 r. - niemy z Lonem Chaney’em w roli tytułowego Upiora, 1943 r. - dźwiękowy, reż. Arthur Lubin oraz najnowsza wersja z 2004 r. - reż. Joel Schumacher). Pojawiały się także niezliczone amerykańskie wersje filmów zagranicznych. Można do nich zaliczyć wcześniej wymienionych Siedmiu wspaniałych oraz Infiltrację (2002 r. - chiński pierwowzór; 2006 r. - w reż. Martina Scorsese), Dziewięć (1963 r. - włoski pierwowzór Federico Felliniego; 2009 r. - z Danielem Day-Lewisem i plejadą amerykańskich aktorek) lub Vanilla Sky (1997 r. - hiszpański pierwowzór; 2001 r. - hit z Tomem Cruisem). Wszystkie filmowe przeróbki zyskiwały lepsze lub gorsze recenzje, jednakże często widzowie nie byli nawet świadomi tego, że oglądają remake. Prawdopodobnie do dziś wielu z nas nie pomyślałoby nawet, że reżyser taki jak Martin Scorsese pokusiłby się o przerabianie już istniejącego filmu.

Historia kinematografii zna nowe wersje lepsze niż oryginały lub przynajmniej równie dobre. Najlepszym przykładem może być Ocean’s Eleven (2001 r.; 1960 r. - oryginał z Frankiem Sinatrą w roli głównej) - historia o włamywaczu, który po wyjściu z więzienia planuje skok na kasyna swojego rywala wraz z grupą dziesięciu „specjalistów” z branży. Do jednych z lepszych można zaliczyć także westerny Prawdziwe męstwo (2010 r. - reż. bracia Coen; 1969 r. - z Johnem Waynem) oraz 3:10 do Yumy (2007 r. - z Christianem Bale’m; 1957 r. - reż. Delmer Daves). Ku zaskoczeniu zapewne wielu z Was przeróbką francuskiego filmu było także Pół żartem, pół serio (1959 r. - reż. Billy Wilder; 1935 r. - pierwowzór), które jest uznawane za najlepszą komedię w historii. Nie można także zapomnieć o Człowieku z blizną (1983 r. - z Alem Pacino, reż. Brian de Palma; 1932 r. - reż. Howard Hawks), klasyk kina gangsterskiego, który pozostaje tylko - lub aż - remake’iem.

Kino poznało także remake’i dużo gorsze niż swoje pierwowzory lub całkowicie bezsensowne ze względu na wierność odtworzenia oryginału. Na czoło wysuwa się tutaj Psychol (1998 r. - reż. Gus Van Sant), który był wierną kopią (ale jednocześnie koszmarnie zagraną) Psychozy (1960 r. - reż. Alfred Hitchcock). Słabe recenzje otrzymał również remake filmu Omen (2006 r. - reż. John Moore; 1976 r. - oryginał, reż. Richard Donner). Nieudaną przeróbką była amerykańska wersja Sekretu jej oczu (2015 r. - reż. Billy Ray) argentyńskiego laureata Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny (2009 r. - reż. Juan Jose Campanella). Amerykański remake nie powtórzył sukcesu i sławy oryginału z Argentyny.

W XXI wieku, szczególnie w okresie ostatnich dziesięciu lat, można jednak dostrzec, że Hollywood raczej „recyklinguje” swoje stare pomysły. Być może idzie za tym myśl, że jeśli film kiedyś odniósł sukces, to czemu nie miałby tego zrobić we współczesności? Pierwsze były horrory i thrillery. Obecnie większość z nich to remake’i produkcji sprzed lat lub filmów azjatyckich. Na pewno można tutaj wyróżnić: The Ring (2002 r.; 1998 r. - japoński oryginał), The Grudge (2004 r.; 2003 r. - dużo straszniejszy pierwowzór japoński) lub Dark Water (2005 r.; 2002 r. - oryginał japoński). Później fala „powtórzeń” objęła filmy młodzieżowe, takie jak Footloose (2011 r.; 1984 r. - oryginał, który wypromował Kevina Bacona) i Hairspray (2007 r. - z Johnem Travoltą; 1988 r. - oryginał, reż. John Waters). Nie obyło się także bez remake’ów klasyków kina science-fiction, takich jak RoboCop (2014 r. - reż. Jose Padilha; 1987 r. - oryginał, reż. Paul Verhoeven), Pamięć absolutna (2012 r. - z Colinem Farrellem; 1990 r. - pierwowzór, reż. Paul Verhoeven) czy Planeta Małp (1968 r. - z Charltonem Hestonem; 2001 r. - reż. Tim Burton).

Wszystkie remake’i powodują, że fabuły filmowe ubożeją. Mamy wrażenie oglądania ciągle tego samego, odtwarzania znanych już wszystkim historii, scen i rozwiązań filmowych. Wykorzystywane obecnie w ogromnej ilości efekty komputerowe często niszczą to, co film tak naprawdę ma do powiedzenia i pokazania. Nie zapominajmy, że w Ben Hurze z 1959 roku sekwencja wyścigu rydwanów była planowana przez prawie rok, brali w niej udział prawdziwi statyści i aktorzy, żywe zwierzęta, a dekoracje zostały zbudowane specjalnie na jej potrzeby na prawdziwej arenie. Żadna nowsza wersja, stworzona z pomocą komputerów nie nada lepszego wyrazu całej historii i nie wywoła większych emocji. Co więcej – widzieliśmy tę scenę ponad 60 lat wcześniej i wiemy jak się skończy. Nigdy nie doświadczymy takiego poruszenia jak podczas pierwszego seansu.

Fabuły często ulegają spłyceniu, by dostosować je do nowoczesności. Usuwa się nadmiar wątków, skomplikowane wypowiedzi, a sam film nabiera więcej tempa. Stare filmy były także osadzone w konkretnym kontekście, tworzone z potrzeby czasów, w których powstawały. Przenoszenie niektórych z nich do współczesności często wydaje się być niepotrzebne. Hollywood posiada wielu utalentowanych twórców, którzy na pewno są w stanie napisać i nakręcić własne nowe historie. Sięganie po remake jest swego rodzaju uproszczeniem i ułatwieniem, ale jednocześnie pozwala zarobić. Do kina pójdą często ci, którzy oryginałów nie widzieli. Nowa, przystępna forma filmu umożliwia lepsze trafienie ze spłyconym już przekazem właśnie do nich.

Kolejne zapowiedzi premier kinowych nie napawają optymizmem. Szykujmy się już na aktorskie wersje animacji: Mulan (1998 r.; 2018 r. - planowana premiera), Piękna i bestia (1991 r.; 2017 r. - planowana premiera) oraz mojej ukochanej bajki z dzieciństwa, czyli Dumbo (1941 r.; reżyserem nowej wersji ma być Tim Burton). W 2017 roku na ekrany kin wejdzie nowa wersja Jumanji (1995 r. - pierwowzór z Robinem Williamsem). Pewnych produkcji - klasyków powinno się „nie dotykać”. Kiedy ktoś zdecyduje się na remake Obywatela Kane’a z 1941 roku przestanę chodzić do kina, bo żadnych nowych historii już nie będzie.

Marta Blanka Kononienko

Komentarze

Popularne posty

Japoński samuraj niechciany w USA, czyli dlaczego Nissan Skyline R34 jest nielegalny w Stanach Zjednoczonych

Co kojarzy nam się z USA? Subiektywny przegląd amerykańskiej kultury

What is this shit, really?