Siła telewizji
Wartości
telewizyjnych debat wyborczych w Stanach Zjednoczonych nie można przecenić. Nie popadając w
przesadę, można bezsprzecznie stwierdzić, że gdyby nie te telewizyjne pojedynki
historia nie tylko USA, ale dziejów mogła się potoczyć w zupełnie innym
kierunku. Debaty podczas kampanii prezydenckich zmieniają sytuację polityczną
USA od 52 lat. Już nie raz byliśmy świadkami tego, że w ciągu tych spotkań ktoś
może stracić lub zyskać więcej, niż dzięki innym środkom agitacji publicznej.
Wszystko
zaczęło się w 1960 roku, kiedy po raz pierwszy przed kamerami stanęli kandydaci
na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych, by dyskutować o wizjach swojej
ojczyzny, sposobach na jej prowadzenie. Na temat tej debaty powstały
niezliczone prace naukowe, które poruszały sposób jej przygotowania, przebieg i
skutki. Kennedy, dobrze prezentujący się, młody polityk z charyzmą i darem
przystępnego przemawiania do mas stanął naprzeciw Nixona, który wyczerpany
kampanią bezpośrednią, odmówiwszy założenia makijażu prezentował się, dosłownie
i w przenośni, blado i niepewnie. Jest to jednak tylko połowa prawdy. Badania
pokazały bowiem, że osoby, które słuchały debaty za pośrednictwem radia za
zwycięzcę uznali Nixona, w przeciwieństwie tych, którzy oglądali ją w
telewizji. To jednak wizja przedstawiona przez srebrny ekran najbardziej
utkwiła w umysłach wyborcach i bezsprzecznie w oczach ekspertów była jednym z
wiodących czynników, które sprawiły, że to właśnie Kennedy został 35.
Prezydentem USA.
Po
tych zdarzeniach stała się rzecz niespotykana, kiedy spojrzymy na dzisiejsze
standardy. Debaty nie odbywały się aż do 1976 roku. Wtedy po urząd prezydenta
ubiegali się człowiek znikąd, czyli Jimmy Carter i niewybrany, ówczesny
prezydent, czyli Gerald Ford. Tak samo jak 16 lat wcześniej, kamery
zdecydowanie pomogły amerykanom dokonać wyboru. Urzędujący prezydent wygrał
wygrał pierwszą debatę, której tematem była polityka wewnętrzna Ford, ale podczas
drugiej, która mówiła o polityce zagranicznej sprawił, że jego szanse w wyścigu
dramatycznie spadły. Prezydent powiedział wówczas, że w Europie wschodniej nie
ma dominacji sowieckiej i nigdy nie będzie pod jego rządami (przypominam, był
to rok 1976). Te słowa okazały się czynnikiem, który być może przesądził o tym,
że to jednak gubernator z Georgii, Jimmy Carter został prezydentem.
Od
tamtego momentu, przez kolejne lata debaty utrzymywały swoje znaczenie w kampanii
wyborczej. Tak jak w powyższych przykładach często stawały się momentami
kulminacyjnymi lub przełomowymi w walce kandydatów. Żarty Ronalda Reagana, bezpośredniość
Billa Clintona czy zachowanie Ala Gore’a znacząco odcisnęły piętno na
ostatecznych wynikach wyborów. Debaty stały się jednak czymś o wiele więcej niż
tylko wymianą poglądów między kandydatami. Stały się nieodłącznym elementem wyścigu
prezydenckiego, o którego bez nich w Stanach Zjednoczonych już nikt sobie nie
wyobraża, czego przykład można znaleźć w 1992 roku. To wtedy, kiedy George H.
W. Bush przez moment zastanawiał się nad uczestnictwem w debatach od razu zaczęły
pojawiać się komentarze, dotyczące jego tchórzostwa. W dzisiejszych czasach na
takie zawahania nie ma miejsca.
W
tym roku Mitt Romney i Barack Obama będą przed kamerami zabiegać o głosy swoich
wyborców. Walka zaczyna się jednak o wiele wcześniej niż wielu się wydaje. Nie
raz tak samo ważnym czynnikiem jak sam przebieg debaty jest techniczne
przygotowanie do niej. Jak wysoki będzie podest, na którym stanie kandydat, jak
będą ustawione reflektory, kto będzie zadawał pytania, ile czasu będzie na
odpowiedź, ile osób będzie na sali, gdzie będzie ustawiona woda dla kandydata,
czy uczestnicy będą siedzieć czy stać… Tego typu czynniki stanowią przyczynę
wielotygodniowych negocjacji pomiędzy sztabami obydwu pretendentów na
stanowisko prezydenta USA, ponieważ w dużej mierze to właśnie od nich zależy w
jaki sposób będziemy postrzegać osobę, którą zobaczymy w telewizji, czego
przykłady mieliśmy chociażby we wspominanych wcześniej debatach z 1960 i 1976
(kiedy obiektem negocjacji był nawet sposób umocowania szklanki z wodą prezydenta
Forda, tak by ten nie mógł jej wylać).
W
całej mocy, jaką dysponuje telewizja sam przebieg debaty wydaje się w tym
kontekście drugorzędny. Srebrny ekran ma to do siebie, że w przeciwieństwie do
radia, ma siłę przekazu gestykulacji, zachowania, sposobu mówienia kandydatów,
tego, co w większości wyborców rysuje dużo bardziej wyraźny obraz danej osoby
niż słowa, które wypowiada. Brak makijażu wymaganego w telewizji w 1960 roku,
czy słynne już spojrzenie na zegarek George’a H. W. Busha w czasie debaty w
1992 roku mówi o kandydacie więcej niż tylko słowa, które jako reprezentacja
poglądów, powinny być podstawą sposobu doboru kandydatów.
Jednocześnie
warto zaznaczyć, że debaty telewizyjne to jedyny moment kampanii kiedy
kandydaci na prezydenta pozostawieni są bez pomocy doradców. Kiedy mamy do czynienia tylko z przeciwnikiem, moderatorem,
publicznością i kamerami, można dostrzec co tak naprawdę może reprezentować
pretendent do urzędu prezydenta, czy jest w stanie samemu i bez chwili namysłu
odpowiedzieć na zarzuty przeciwnika i jaka naprawdę jest jego osobowość. Oczywiście od razu nasuwa się pytanie na ile jego zachowania nie są efektem
długotrwałej pracy nad wizerunkiem, ale trzeba także pamiętać, że w chwilach tak dużej świadomej presji ciążącej
na kandydacie, na dobrą sprawę może wydarzyć się wszystko.
Rzeczą
pewną jest, że również w tym roku setki ludzi w sztabie Obamy i Romney’a już od
dawna pracują nad tym, by ich ulubieńcy jak najlepiej wypadli przez wyborcami.
W 2012 roku przewidziano cztery debaty: trzy pomiędzy kandydatami na
prezydenta, jedną pomiędzy kandydatami na wiceprezydenta. Pierwsza odbędzie się
już 3 października w Denver, Colorado a jej tematem będzie polityka wewnętrzna.
Później, 11 października w Danville, Kentucky naprzeciw siebie staną Joe Biden
i Paul Ryan. Na Uniwersytecie Hofstra, w miejscowości Hempstead, stan Nowy Jork, 16 października odbędzie się
druga debata prezydencka, która będzie miała format tzw. town-meeting. Ostatnia
debata w tym roku, która będzie mówić o polityce zagranicznej odbędzie się w
Boca Raton (Uniwersytet Lynn), na Florydzie, 22 października.
Dzisiaj
już tylko możemy spekulować: co by było gdyby debaty Kennedy’ego z Nixonem były
tylko w radiu, gdyby debata w 1972 roku odbyła się, gdyby w 1976 roku Ford nie dostał
pytania o sowieckie wpływy… W ostatnich tygodniach przed samymi wyborami, kiedy
każdy ruch kandydata na prezydenta bardzo dokładnie obserwują obydwa
stronnictwa, czekające tylko na pomyłkę przeciwnika, każde słowo może być na
wagę złota. Już niedługo przekonamy się czy w tym roku debaty odegrają taką
rolę, do jakiej nas przyzwyczaiły już niejednokrotnie w ciągu ostatniego
półwiecza.
Maciek Smółka
Komentarze
Prześlij komentarz