Beatnika epizod z dziczą
Pejzaż potocznie kojarzony
z pokoleniem beatników, okrojony przez popkulturę do postaci opus magnum Kerouaca, składa się głównie
z poprzecinanych autostradami pustyń, przydrożnych moteli, zapyziałych stacji
benzynowych i hipsterskich klubów jazzowych. Rzadziej eksponuje się drugą –
choć równie eskapistyczną - stronę twórczości ikon Beat Generation; tę, która nie
rozwijała się ,,w drodze’’, lecz tam, gdzie – prędzej czy później – wracano. Dzikie
rubieże Zachodniego Wybrzeża – bo o nim mowa – stały się popularne wśród tych młodych
entuzjastów buddyzmu, poszukujących w amerykańskim krajobrazie namiastek
estetyki i duchowości Orientu. Samotny, kilkunastotygodniowy pobyt na szczytach
Gór Kaskadowych i wyprawy w góry Sierra Nevada stały się więc z czasem
obowiązkowym punktem programu duchowego każdego szanującego się włóczęgi Dharmy,
w szczególności Gary’ego Snydera, Jacka Kerouaca i Philipa Whalena.
Inspiratorem trendu ,,zwrotu ku dziczy’’ na łonie Beat
Generation był Gary Snyder (ur. 1930), poeta i późniejszy laureat Pulitzera, którego
miesiąc temu gościliśmy w Krakowie na Festiwalu Miłosza. Snyder spędził dzieciństwo
na farmie pod Seattle, gdzie od najmłodszych lat pomagał ojcu przy wyrębie
lasów i wyznaczaniu szlaków górskich. Ten wiejski rodowód odróżniał go od pozostałych
beatników - Ginsberga czy Kerouaca - którzy ściągnęli do San Francisco z miast
Wschodniego Wybrzeża. Snyder, choć zawsze raczej dystansował się od środowiska
narwanych kontestatorów uciekających przed literackim establishmentem, którzy
przewijali się przez jego wyściełaną matami chatkę na obrzeżach Berkeley, to
swoją osobowością znacznie na nich wpłynął.
Dla Kerouaca –
mieszczucha z pochodzenia, dyletanta zarówno w kwestiach buddyzmu, jak i
obcowania z naturą – Snyder szybko stał się autorytetem. Szkielet powieści Włóczędzy Dharmy, opublikowanej w 1958
r., opiera się właściwie w całości na jego postaci, występującej tam pod
pseudonimem Japhy’ego Rydera. To Snyder, kilka lat młodszy od Kerouaca zapalony
buddysta zen (w przeciwieństwie do większości beatników faktycznie znający
filozofię Dalekiego Wschodu - studiował orientalistykę), odkrył przed tym
zurbanizowanym włóczęgą potencjał duchowy drzemiący w górskich wyprawach.
Zrobił to na tyle przekonująco, że Kerouac, zanim się spostrzegł, siedział już
w siodle w korowodzie mułów taszczących jego zapasy na Desolation Peak, gdzie
jako strażnik leśny miał spędzić samotnie 65 dni.
Wnętrze Sourdough lookout w Górach Kaskadowych. Tutaj Gary Snyder spędził lato 1953r. |
Wszystko zaczęło się
jednak od Snydera, który z czasem zyskał sobie na scenie literackiej przydomek
,,senatora dzikiej natury’’. Począwszy od wakacji 1952 r. dwukrotnie zatrudniał
się on na lato jako strażnik leśny w fire
lookouts na szczytach północnych Gór Kaskadowych – Crater Peak i Sourdough Mountain w paśmie
Starvation Ridge. Tam, na wysokości 5 tysięcy stóp, jego zadaniem – podobnie jak
później Kerouaca – było wypatrywanie pożarów lasów i informowanie przez
krótkofalówkę o ewentualnym zagrożeniu najbliższej bazy, znajdującej się w
dolinie. Poza kontemplacją rozciągającego się wokół krajobrazu, czas upływał mu
na medytowaniu (przed wyruszeniem w góry ogolił sobie głowę, aby upodobnić się
do bhikku – buddyjskiego mnicha), tłumaczeniu
chińskiej poezji, pisaniu własnej, zbieraniu i rąbaniu drewna na opał,
polowaniu na pardwy, robieniu skrętów, podziwianiu wschodów i zachodów słońca i
uczeniu się na pamięć nazw rzek i szczytów. Owocem pobytu poety w górach stały
się wiersze włączone m.in. do tomików Riprap and Cold Mountain Poems
(1969), No Nature (1993) i Mountains
and Rivers Without End (1996).
Zapis jego wrażeń
odnajdujemy w Włóczęgach Dharmy:
Wciąż wspominam opuszczoną przeze mnie strażnicę na Crater Mountain; przesiedziałem tam samotnie całe lato, wsłuchując się w zawodzenie wiatru, starzejąc się na tym pustkowiu, mając za towarzyszy jedynie króliki w wyściełanych sierścią norach pod skałami (…) W takiej samotni zbliżysz się, chłopie, do samej istoty, do pierwotnych elementów: skały, powietrza, ognia i wody. Odczujesz, że świat jest bardziej duchowy, niż sądziłeś.
Desolation lookout - siedziba Kerouaca latem 1956r. |
Kerouac, który obrał
sobie Snydera za duchowego przewodnika, znużony rutyną autostrad, Greyhoundów i
wagonów pociągów towarowych, zgłosił się za jego radą do dyżurowania na
znajdującym się w tym samym paśmie, co Crater i Sourdough szczycie Desolation
Peak (stąd tytuł jego późniejszej powieści – Desolation Angels) latem 1956 r. Ten okres ascezy opisze później w Włóczęgach Dharmy, gdzie zamieści też
podziękowania dla Snydera: Góra
Desolation, Desolation Peak, tyle zawdzięczam górze Desolation. Będę ci zawsze
wdzięczny za to, że przywiodłeś mnie w to miejsce, gdzie tyle się nauczyłem. Teraz ze smutkiem muszę wrócić do
życia w mieście.
Wnętrze Desolation lookout. Dzisiaj można tam znaleźć pozostawione przez turystów egzemplarze powieści Kerouaca. |
Afirmacja
dziczy, jakiej okazjonalnie oddawali się beatnicy, może budzić skojarzenia z
mitem XIX-wiecznych pionierów, na czele z Thoreau. Różniły ich jednak
motywacje. Dla beatników obcowanie z przyrodą nie miało charakteru ideologicznego
wyzwania rzuconego ogólnie pojętej hipokryzji społeczeństwa. Zaszywając się w górskich
strażnicach beatnicy kierowali się przede wszystkim chęcią wyeliminowania
rozproszeń stojących na drodze ku rozwoju własnej duchowości, którą chcieli
kultywować tym bardziej, im bardziej współczesna im Ameryka zdawała się ją
ignorować. Nie szukali narzędzia krytyki cywilizacji – przynajmniej nie tutaj. Na szczytach Gór Kaskadowych odcinali się od
tego, co zobaczyli i usłyszeli w drodze.
Ada Minge
Bardzo ciekawy artykuł, który może stanowić zachętę do zagłębienia się w nurt beat generation. Szybko, celnie, trafnie. Przyjemnie się czytało. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń