Za woalem tajemnicy



Prawdopodobnie nie ma osoby, która słyszała o Hollywood, a nie słyszała o Marilyn Monroe. Jedna z najsławniejszych kobiet świata, zyskała miano największej seks bomby lat 50. i 60. XX wieku, a na jej wizerunku do dziś zarabiane są miliony, które trafiają do producentów licznych gadżetów, książek i filmów. Jednak obok symbolu kobiecego seksapilu, Marilyn jest także symbolem ogromnej tragedii i nieszczęścia, smutku i zagubienia. Jak to się stało, że życie tak niezwykłej osoby zakończyło się w kwiecie wieku, w momencie najwyższego rozkwitu jej sławy? Jak to możliwe, że kobieta, która wydawać by się mogło miała wszystko – sławę, pieniądze, powodzenie u mężczyzn, uwielbienie tłumów – była tak nieszczęśliwa? Dlaczego wreszcie, zmarła w do dzisiaj niewyjaśnionych okolicznościach, mając zaledwie trzydzieści sześć lat? Tez i teorii związanych z jej śmiercią jest wiele i przez ponad pięćdziesiąt lat nikt nie zdołał ułożyć ich w logiczną całość. Czy Marilyn popełniła samobójstwo? Czy została zamordowana? Co ją zabiło?

Umrzeć na samotność
Marilyn, a właściwie Norma Jeane Mortenson, urodziła się jako nieślubne i niechciane dziecko. Nie znała swojego biologicznego ojca, a matka zamiast opiekować się swoją nowonarodzoną córeczką, wolała spełniać się w pracy zawodowej, upajać alkoholem i oddawać w ramiona kolejnych mężczyzn. Kiedy Norma Jeane miała zaledwie siedem lat, u jej matki stwierdzono schizofrenię i umieszczono w zakładzie psychiatrycznym, na dobre rozrywając więź matki z córką. Od tej pory Norma była przerzucana z rąk do rąk, z sierocińca do sierocińca, z miasta do miasta. Nikt nie chciał jej na dłużej, nigdzie nie mogła zagościć na stałe. Nie miała koleżanek, bo wciąż zmieniała szkoły, nie miała nikogo, komu mogłaby się zwierzyć, ani nikogo, komu mogłaby zadawać nurtujące ją, kłopotliwe pytania, tak jak to lubią robić wszystkie małe dziewczynki. Powiedzieć, że przez całą swoją młodość była zupełnie sama to za mało. Norma była poniewierana, wykorzystywana i odrzucana. Nikt nie dał jej miłości w tym najważniejszym dla kształtowania się osobowości człowieka okresie życia. Nie mogło to wróżyć niczego dobrego.
W ciągu dziewięciu lat Marilyn opiekowało się aż jedenaście różnych rodzin zastępczych.

Umrzeć na niemiłość

By wreszcie wyrwać się z niekończącego się ciągu adopcji i nieudolnych prób aklimatyzacji w kolejnych domach opieki, Norma postanowiła wyjść za mąż. W ciągu zaledwie sześciu miesięcy zdobyła obiekt pożądania całego miasta i wzięła ślub ze starszym od siebie o cztery lata Jamesem Doughertym. Norma miała wtedy zaledwie szesnaście lat i pomimo usilnych starań była fatalną żoną – nie potrafiła dobrze gotować ani utrzymywać w domu porządku. Ich małżeństwo nie przetrwało długo – rozpadło się po kilku latach, częściowo przez rozstanie spowodowane II wojną światową, a częściowo z powodu początku kariery Marilyn. Jej kolejne dwa małżeństwa – z Joem DiMaggio i Arthurem Millerem także zakończyły się fiaskiem. Marilyn dwa razy poroniła, trzy razy się rozwiodła i cztery razy próbowała popełnić samobójstwo. Dostawała cios za ciosem, które starała się przyjmować, ale nie wszystko była w stanie unieść na swoich barkach.

Po ślubie ze swoim trzecim mężem, Arthurem Millerem, Marilyn przeszła na judaizm.
Z kolei Joe DiMaggio przez dwadzieścia lat po śmierci MM przysyłał na jej grób świeże kwiaty.


Umrzeć na miłość

Obok trzech mężów Marilyn miała oczywiście dziesiątki romansów i przelotnych znajomości. Żaden z mężczyzn nie dawał jej jednak tego, czego potrzebowała najbardziej lub sama do końca nie rozumiała, czego tak naprawdę potrzebuje, by być szczęśliwą. Zaplątana we własnych wyobrażeniach o samorealizacji tkwiła wciąż między marzeniem o cudownym życiu u boku wspaniałego mężczyzny, w udanym związku, z gromadką dzieci, a rzeczywistością, która zmuszała ją do zaspokajania się chwilowymi uniesieniami i kolejnymi zmianami. Do historii przeszedł jej rzekomy romans z prezydentem Johnem F. Kennedym oraz jego bratem Robertem. Wiele teorii na temat jej śmierci znajduje swój początek właśnie tutaj – w romansie, który był zbyt ryzykowny, by mógł dalej trwać. Nie dość, że psuł wizerunek uwielbianego przez Amerykanów prezydenta, to jeszcze narażał tajemnice państwowe, a na to nie mogło pozwolić FBI i CIA. Czy to oni są winni śmierci jednej z najsławniejszych aktorek XX wieku? Jeśli tak, to można zaryzykować stwierdzenie, że Marilyn nie zabiła samotność, ale miłość i niemożliwe do poskromienia ciągłe poszukiwanie kogoś, kto wreszcie ją tą miłością obdarzy. Tak naprawdę kochała ją tylko kamera.

Umrzeć ze sprzeczności

Gdy podczas II wojny światowej pracowała w fabryce spadochronów, odkrył ją znany fotograf David Conover, proponując sesję do magazynu Yank. Od tamtej chwili Norma zaczęła być rozchwytywana przez kolejnych redaktorów gazet, a później producentów filmowych. Gdy podpisała swój pierwszy znaczący kontrakt z agencją modelek, jej właścicielka – Emmeline Snively stworzyła z Normy znaną nam wszystkim Marilyn Monroe, zmieniając całkowicie jej wizerunek. Poradziła młodej dziewczynie, zaczynającej pracę w wielkim świecie, skrócić włosy i zmienić ich kolor na platynowy blond, na policzku zacząć umieszczać dobrze wszystkim znany, uwodzicielski czarny pieprzyk, a usta od tej chwili miały być zawsze zmysłowe i krwisto czerwone. Poleciła jej także wykonać dwie niewielkie operacje plastyczne twarzy i wreszcie, zmienić imię i nazwisko na brzmiące nieco bardziej aluzyjnie i zalotnie. W ten sposób ta niepozorna, delikatna, młoda dziewczyna została wrzucona prosto w paszczę show biznesu. Zmienił się nie tylko jej wygląd, ale też sposób życia. Marilyn rzuciła się w wir pracy. Szybko przypięto jej etykietkę: seksowna blondynka kompletnie pozbawiona talentu. Wykreowano jej nową, sztuczną osobowość, w którą weszła jak w rolę w filmie. Powiedziała kiedyś: Nigdy nie mogłam pogodzić się z kreowaniem mnie na symbol seksu. Z seksu uczyniono przedmiot. Nienawidzę myśli, że mam być przedmiotem. Możliwe, że właśnie to wpłynęło na zaburzenia w osobowości Marilyn, musiała bowiem stać się kimś, kim nie była w rzeczywistości i tak naprawdę ani na moment nie schodziła ze sceny – całe jej życie było grą. Oszukiwała nie tylko miliony swoich widzów, ale przede wszystkim samą siebie.


Marilyn notorycznie spóźniała się na plan zdjęciowy, a niektóre sceny z jej udziałem kazała powtarzać
nawet kilkanaście razy, wydłużając tym samym okres zdjęciowy i zwiększając koszty produkcji filmu.


Umrzeć na uwielbienie

Z okna sierocińca Marilyn widziała neon wytwórni RKO Radio Pictures – stał się on dla niej symbolem świata, który w przyszłości zamierzała zdobyć. Czuła w głębi serca że taka będzie jej droga – prosto do Hollywood. Do miasta, gdzie zapomni o wszystkich okropnych latach, które miała za sobą. Do publiczności, która pokocha ją, jak nikt dotąd. Gdy wreszcie jej się udało, świat, o którym marzyła, zaczął stopniowo ją zabijać. Mawiała: Wiedziałam, że należę do publiczności, do świata. Nie dlatego, że byłam szczególnie utalentowana czy piękna, ale dlatego, że nigdy nie należałam do nikogo innego. Uwielbienie, jakim darzyła ją publiczność – miliony mężczyzn, którzy widzieli w niej obiekt pożądania i taka sama rzesza kobiet, kochająca ją za delikatność i wdzięk – sprawiło, że Marilyn była obdarta z jakiejkolwiek prywatności. Co w tym dziwnego? Przecież to naturalne, że każda osoba publiczna musi liczyć się z ciągłym byciem na świeczniku. Jednak nie każdy potrafi żyć pod presją. Marilyn z jej niezwykłą wrażliwością nie podołała rzeczywistości, z którą przyszło się jej zmierzyć, a którą sama sobie wymarzyła. To, co miało dać jej szczęście, wpędziło ją w chroniczną depresję.

Umrzeć z szaleństwa

Na tę potworną chorobę Marilyn cierpiała niemal przez cały okres swojej kariery. Nieustannie była pod opieką psychiatrów, którzy w gruncie rzeczy jedynie pogarszali jej stan. W latach 50. XX wieku nie były jeszcze znane antydepresanty, które w najgorszym wypadku zatrzymałyby rozwój choroby, ale najprawdopodobniej zakończyły cierpienie Marilyn. Tymczasem Monroe była leczona najpopularniejszą w tamtych czasach metodą freudowskiej psychoanalizy, która polega na odnajdywaniu źródeł zaburzeń w przeszłości chorego i eliminowaniu wewnętrznych konfliktów poprzez ciągłą rozmowę i analizę. Marilyn często powtarzała, że jej najwcześniejszym wspomnieniem z dzieciństwa jest jej babcia, próbująca udusić ją poduszką. Dla osoby o tak słabej psychice i tak traumatycznych przeżyciach to była najgorsza z możliwych metod leczenia, a jednak Monroe była jej poddawana latami, mimo że długie i uciążliwe sesje psychoanalizy nie dawały żadnych rezultatów. Co więcej, Marilyn zdawała sobie sprawę, że jest obciążona genetycznie. Zarówno jej dziadek, babka, jak i matka zakończyli swój żywot zamknięci w szpitalu psychiatrycznym. W szkole była szykanowana z powodu choroby jej matki i wiedziała, że może skończyć jak ona, dlatego przez całe życie robiła wszystko, by tylko ustrzec się przed chorobą i paradoksalnie właśnie to doprowadziło ją do szaleństwa.

Aktorka Veronica Hamel, która kupiła w 1972 roku dom Marilyn, twierdziła, że podczas remontu
odkryła w nim rozbudowany system podsłuchowy.


Umrzeć z przedawkowania

Jako że w jej czasach nie znano leków na depresję, Marilyn faszerowano lekami na bezsenność, z którą skądinąd również się zmagała. Lekarze ulegali jej urokowi spełniając prośby o kolejne recepty. Nadużywała barbituranów – leków stosowanych powszechnie od lat 40. do 60. XX wieku jako środki nasenne i znieczulające – dla Marilyn wydawały się być idealne. Jednak dawki wciąż się zwiększały, a pastylki zamiast popijane wodą, zaczęły być przełykane razem z winem i drogim szampanem. W ostatnich latach życia Marilyn, opiekowało się nią dwóch różnych lekarzy, którzy jednocześnie zapisywali jej różne leki, bez porozumienia między sobą. Jedna z teorii głosi, że Marilyn pomieszała pigułki, które nie powinny być zażywane razem. 5 sierpnia 1962 roku znaleziono ją na łóżku – martwą, nagą i z słuchawką od telefonu w ręku, a na szafce obok stały pojemniki z dziesiątkami różnych leków. Czy trudno było się pomylić będąc już po którymś z kolei drinku? Czy Marilyn umarła przez pomyłkę?

Umrzeć przez spisek

Jednak podczas sekcji zwłok lekarze odkryli wiele niezgodności. Faktycznie, w ciele Marilyn znajdowały się bardzo duże ilości narkotyku, jednak ani w jej żołądku, ani w dwunastnicy nie znaleziono śladów pigułek, które nie mogły ulec rozpuszczeniu w tak krótkim czasie. Patolodzy stwierdzili jednogłośnie: Marilyn nie mogła popełnić samobójstwa. Dodatkowo wszyscy jej przyjaciele zapewniali, że odbieranie sobie przez Monroe życia w tym właśnie momencie byłoby kompletnym absurdem – właśnie rozpoczął się jej romans z najważniejszą osobą w państwie, w którą była zapatrzona, jak w nikogo wcześniej, co więcej, podpisała niedawno kontrakt na najwyższą jak dotąd sumę i rozpoczęła zdjęcia do nowego filmu. Tworzyła plany na przyszłość i wreszcie wydawało się, że wyleczyła się z depresji. Coraz więcej zaczęło wskazywać na spisek i zamach na życie aktorki. Ale jak do niego doszło? Wiadomo że przez długi czas Marilyn robiła sobie lewatywy z powodów zarówno zdrowotnych, jak i praktycznych, ale także poprzez panującą w tych latach modę. Patolodzy stwierdzili, że to właśnie przez odbyt do ciała Marilyn dostała się śmiertelna dawka narkotyku, ponieważ na całym jej ciele nie znaleziono ani jednego śladu po igle. 

Ostatnia sesja zdjęciowa Marilyn wykonana przez George Barrisa na plaży Santa Monica w Kalifornii.
Na zdjęciach Marilyn zaledwie trzy tygodnie przed śmiercią.

Do dziś nie wiadomo co zabiło jedną z najsławniejszych kobiet świata i prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy. Marilyn umierała bowiem stopniowo. Zabijała ją samotność i odrzucenie, choroba psychiczna i ciężar doświadczeń z dzieciństwa, a wreszcie narkotyki popijane alkoholem. Nie wiemy, co zadecydowało o jej ostatecznym końcu, ale nie to jest ważne. Ważne, że jej historia jeszcze przez długie lata będzie żywa w pamięci kolejnych pokoleń, które będą zachwycać się jej urodą i talentem (choć według wielu wątpliwym), które będą oglądać filmy z jej udziałem i słuchać piosenek, które zdążyła nagrać w swoim krótkim, ale jakże znaczącym dla kultury życiu. Niech Marilyn Monroe pozostanie na zawsze owiana tajemnicą, która dodaje jej jeszcze więcej piękna.

Karolina Toka

Komentarze

Popularne posty

Japoński samuraj niechciany w USA, czyli dlaczego Nissan Skyline R34 jest nielegalny w Stanach Zjednoczonych

Co kojarzy nam się z USA? Subiektywny przegląd amerykańskiej kultury

What is this shit, really?