Stars and Stripes na ekranie, czyli krótka refleksja na temat obecności flagi w hollywoodzkich filmach
Naiwny sentymentalizm? Brak gustu i umiłowanie tandetności? A może zakłamanie i performatywny patriotyzm? Co czujemy będąc wręcz napastowani wizerunkiem amerykańskiej flagi w filmach?
Kilka dni temu, przeczytałam w jednym z komentarzy na portalu Filmweb, iż fakt, że flaga amerykańska jest najczęściej stosowanym detalem w hollywoodzkich filmach, jest w rzeczywistości marketingową strategią brandingu – budowania świadomości marki jaką są Stany Zjednoczone . Nie ulega wątpliwości, że Gwiaździsty Sztandar jest skondensowanym symbolem niosącym ze sobą nie tylko demokrację i republikańskie ideały, ale też sztandarowe wytwory amerykańskiego konsumpcjonizmu z Coca-colą na czele. Wielu twierdzi, że flaga służy celom propagandowym – uruchamia fascynujący mechanizm wzruszenia i dumy, o dziwo nie tylko u Amerykańskich obywateli. Być może właśnie stąd bierze się irytacja nadmiernym używaniem amerykańskiego sztandaru. Odbiorcy dziwiąc się swoją podatnością na tanie chwyty, które wywołują niechciane wzruszenia, popadają w irytację i zaczynają alergicznie reagować na wszelkie sekwencje z Amerykańską flagą w tle.
Jak do tej pory, moim osobistym rekordzistą w częstotliwości pojawiania się amerykańskiej flagi na ekranie jest film „W dolinie Elah” (2007). Flagi wiszą w domach, powiewają nad sklepami, bazą wojskową i sklepem z bronią. Stanowią tło zdjęć rodzinnych, pełnią funkcję przycisków do papieru, oblekają trumny poległych żołnierzy i furkoczą na samochodach. Flaga jest również kluczowym elementem sekwencji końcowej, przypominającej, że nie wszystko w tym raju na ziemi idzie we właściwym kierunku oraz że Ameryka „zbawiając cały świat zapomniała o sobie”. „W dolinie Elah” nie jest więc uproszczonym spektaklem patriotycznym w którym to dobrzy nasi chłopcy zabijają złych obcych, a później świętują odbierając należne sobie honory przy dźwiękach hymnu i głośnym aplauzie.
Zupełnie przeciwną wizję flagi oferuje film „Regulamin zabijania” (2000). Dowódca oddziału US Marines, ryzykując własnym życiem ściąga amerykańską flagę z dachu ostrzeliwanej ambasady w Jemenie, co ma być dowodem na krystaliczność jego charakteru i niezłomną postawę moralną. Podobnie w filmie „Tylko razem z córką” (1991). Amerykanka więziona przez swojego męża na terytorium Iranu, po długiej i mozolnej ucieczce dociera wreszcie do Turcji, gdzie natychmiast odzyskuje nadzieję na lepsze jutro oraz spokój ducha na widok majestatycznie powiewającego sztandaru.
„Ameryka jest ideologią” napisał Richard Hofstadter. Zauważyli to nawet hollywoodzcy twórcy traktując motyw amerykańskiej flagi nie tylko jako symbol krainy szczęśliwości, ale również jako nośnik innych, często głębszych i bardziej kontestujących przekazów. Wraz z XX wiekiem zakończył się czas czystej propagandy. Teraz ideolodzy wolą posłużyć się perswazją w ramach medium filmowego, w nierzadko skrajnie sprzecznych celach, począwszy od „pokrzepienia serc” na „biciu na alarm” skończywszy. Tyle w sprawie warstwy treściowej. A w sprawie częstotliwości: Filmy oskarża się zwykle o daleko idące odstępstwa od rzeczywistości. Czy więc nadmierna i natarczywa obecność amerykańskiej flagi wpisuje się w tę tendencję? Za odpowiedź niech posłużą zdjęcia, wykonane przez autorkę tekstu podczas ubiegłorocznej wizyty w USA.
Kaja Łuczyńska
Komentarze
Prześlij komentarz