Tak przebija się światło
Jeden z najsłynniejszych poetów wśród muzyków i
muzyków wśród poetów odszedł niewiele ponad dwa tygodnie po premierze swojego
najnowszego, czternastego albumu. W czasie trwającej ponad pół wieku kariery
zachwycał wysublimowanymi tekstami, chwytającymi za serce utworami, tworzył
kanon literatury, stając się jednym z najbardziej rozpoznawalnych Kanadyjczyków
na świecie. Większość z nas zna go przede wszystkim z przebojów Hallelujah i Dance Me to the End of Love oraz niezliczonych momentów, kiedy jego
piosenki pojawiały się w filmach i serialach. Cohen był symbolem Kanady, zacierania granicy
między twórczością literacką i muzyczną, a w ostatnich latach także tego, że
wiek nie odgrywa żadnej roli kiedy idzie o geniusz artystyczny.
Karierę zaczynał nie od muzyki, a od literatury,
zyskując sławę przede wszystkim dzięki swojej skandalizującej powieści Beautiful Losers (Piękni przegrani), dzisiaj uważanej za kanon literatury
kanadyjskiej. Postanowił zająć się muzyką głównie przez słabe zarobki, jakie oferowano
mu jako pisarzowi. Pierwszą płytę wydał w 1967 roku – mając 33 lata – i od razu
zachwycił publiczność. W ciągu swojej kariery nagrywał albumy akustyczne (Songs of Leonard Cohen), przepełnione
dramatycznie przejmującymi treściami (Songs
of Love and Hate), miał także romans z bogatymi, monumentalnymi aranżacjami
(Death of Ladies’ Man) czy syntezatorami
(I’m Your Man). Zawsze towarzyszyły
mu znakomite teksty i niepowtarzalny głos.
Jako jeden z najwybitniejszych, najpopularniejszych
i najbardziej charakterystycznych muzyków Kanady, stał się inspiracją dla
niezliczonych rzesz artystów oraz co najmniej kilku pokoleń muzyków i poetów. W
oświadczeniu
po śmierci Cohena premier Kanady Justin Trudeau stwierdził, że jest on tak samo
znaczący dzisiaj, jak był w latach 60. – „Jego zdolność do czarowania szerokim
spektrum ludzkich emocji sprawiła, że był jednym z najbardziej wpływowych i
znaczących muzyków wszech czasów. Jego styl przewyższał kaprysy mody.”
Cohen nie stronił od tematów trudnych i
kontrowersyjnych. Pisał o samotności, depresji, trudach emocjonalnych, zabawie,
miłości, seksie, Bogu, idei religii lub o wszystkich tych rzeczach razem,
zwykle z charakterystycznym poczuciem humoru. Nie był pisarzem, który nie
budził skrajnych emocji. Jedni uważali go za obrazoburczego zboczeńca i
kobieciarza, balansującego na granicy dobrego smaku. Inni traktowali go jako
natchnionego barda, który opanował do perfekcji opowiadanie o wewnętrznych
rozterkach przy wykorzystaniu narzędzi znanych zarówno z filozofii, religii,
jak i życia codziennego.
Dwa lata po premierze albumu The Future z 1992 roku, Cohen postanowił wycofać się z życia
artystycznego i zamieszkał w buddyjskim Mt. Baldy Zen Center nieopodal Los
Angeles. Spędził tam pięć lat w odosobnieniu. Powrócił na scenę w 2001 roku z
płytą Ten New Songs, zawierającą
przebój In My Secret Life, a później
z eksperymentalnym krążkiem Dear Heather
w 2004 roku. W tym samym czasie okazało się, że menedżerka i wieloletnia
przyjaciółka rodziny muzyka oszukiwała go finansowo, zostawiając praktycznie
bez grosza. Mimo wygranego procesu i wielomilionowego odszkodowania Cohenowi
nie udało się odzyskać pieniędzy, co spowodowało, że znalazł inne rozwiązanie,
które ukształtowało ostatni etap jego życia – koncerty.
W pierwszą trasę udał się w 2008 roku ku zachwytowi
fanów i krytyków z całego świata. Trasa trwała aż dwa lata, a artysta dał w
sumie 247 koncertów. Wtedy narodził się pomysł projektu, który ostatecznie
przyjął formę albumu Old Ideas. Kilka
tygodni po premierze stał się największym sukcesem w karierze muzyka, który już
wtedy miał 78 lat. Płyta osiągnęła szczyt list przebojów w jedenastu krajach, a
w dwunastu trafiła do pierwszej dziesiątki. Kolejna trasa, tym razem promująca już
nową płytę trwała dwa lata (125 występów), kończąc się 21 grudnia 2013 roku w
Nowej Zelandii, co pozostanie ostatnim występem Leonarda Cohena. Niecały rok
później premierę miała kolejna płyta – Popular
Problems – której artysta nie promował już na scenie. Ostatni rozdział
został napisany 21 października 2016 roku, kiedy to ukazał się ostatni album
Cohena, You Want It Darker.
Ostatnie trzy płyty w karierze Cohena można już z
całą odpowiedzialnością nazwać trylogią wieńczącą jego działalność sceniczną.
Wszystkie trzy zebrały fantastyczne oceny, stając się jednymi z jego
najlepszych dzieł. Łączył je motyw przemijania, godzenia się z przeszłością,
oceny życia z perspektywy osoby doświadczonej wiekiem, ale swawolnej i młodej
duchem. Old Ideas, Popular Problems i You Want It Darker to osiągnięcia, które nie tylko zwróciły uwagę
krytyków, ale także przypomniały światu fenomen artysty, przybliżając go także
młodszemu pokoleniu, które dopiero zapoznaje się z jego twórczością.
Zaraz po śmierci Leonarda Cohena w mediach bardzo
często przywoływane były dwa ostatnie wywiady muzyka. W pierwszym mówił, że
czuje się spełniony i jest gotowy umrzeć. Nie sposób wspomnieć tekst utworu
tytułowego z jego ostatniego krążka, gdzie śpiewa „Hineni, hineni / I’m ready
my Lord”, czyli „Oto jestem, oto jestem / Jestem gotów Panie.” W kolejnym
wywiadzie powiedział jednak, że ma często tendencję do dramatyzowania i w
zasadzie ma plan żyć wiecznie. Coś w tym jest. Jego legenda na pewno będzie
nieśmiertelna, inspirując i przemawiając do kolejnych pokoleń. W tym kontekście
lepiej więc na koniec przywołać tekst innego z jego utworów, który mówi, że nawet w najtrudniejszych momentach
zawsze jest coś, co sprawia, że czujemy pocieszenie: „Ring the bells that still
can ring / Forget your perfect offering / There is a crack, a crack in
everything / That's how the light gets in.” Tak jest i dziś.
Maciej Smółka
Komentarze
Prześlij komentarz