Parcele już za 1$! Czyli Sim City-wersja Detroit

Pierwsze, co przyszło mi na myśl, gdy zobaczyłam Detroit na Google Maps to „wolne parcele na sprzedaż”. Oczywiście nie dotyczy to całego miasta, bo są miejsca gdzie domek stoi przy domku zapełniając siatkę ulic. Ale opuszczone dzielnice, wolne miejsca do budowy, budynki gotowe do wyburzenia czają się tu niemal wszędzie. Ale sami oceńcie, czy nie można by stworzyć Sim City wersji Detroit? 


Niegdyś drugie z najbogatszych miast Stanów Zjednoczonych. Potęga przemysłu motoryzacyjnego. W 1903 roku Ford otworzył tu swoją pierwszą fabrykę produkującą słynny model Ford T. General Motors zagościło tu w 1916, a Chrysler w 1925 roku. Świetnie prosperujące fabryki przyciągały tysiące bezrobotnych oraz imigrantów z całego kraju i pompowały pieniądze do budżetu miasta. W 1950 zatrudniały niemalże 300 tysięcy ludzi.  Tylko w latach 2000-2010 pracę w nich straciło 48 proc. pracowników. Dziś z tej liczby pozostało jedynie 27 tysięcy posad. W latach 60. Detroit było miastem o największym przychodzie per capita w Stanach. Obecnie miasto jest zadłużone na około 20 miliardów dolarów, co przelicza się mniej więcej na 25 tysięcy dolarów długu na każdego mieszkańca. 

Jak to się stało, że jedno z najbardziej zaludnionych miast w Stanach, jedno z najbogatszych i popularniejszych doczekało się takich czasów?

Spadek liczby ludności, spowodowany przenoszeniem się ludzi w inne miejsca - bogaczy na przedmieścia, bezrobotnych do innych miast, wzrost bezrobocia, wzrost przestępczości i narastający dług miasta doprowadzały miejsce do ruiny. Wydawano na utrzymanie umierającej infrastruktury więcej, niż wynosiły przychody z podatków, które nota bene są najwyższe w Stanach. W ciągu 50 lat populacja miasta zmniejszyła się o 65% (w 1950 było to 1,8 miliona osób, a w 2010 – 700 tysięcy), niemal 80 tysięcy budynków straszy pustką. Nie raz są to budynki publiczne takie jak szkoły, teatry czy szpitale, wewnątrz których nadal jest wyposażenie, ale na utrzymanie ich nie było już pieniędzy, stały się teraz domem dla wielu bezdomnych i narkomanów. Przynajmniej 40 proc.  latarni nie świeci się po zmierzchu ze względu na oszczędności. 2/3 parków miejskich zostało zamkniętych. Przestępczość rośnie, a policja dociera na miejsce wezwania dopiero po około godzinie. Mało tego - większość komisariatów jest zamknięta poza ustawowymi ośmioma godzinami pracy, również ze względu na oszczędności. Społeczeństwo się starzeje, a środków na świadczenia emerytalne i zdrowotne nie przybywa. Większość populacji Detroit stanowią Afroamerykanie (86 proc.), których duża część żyje poniżej poziomu ubóstwa. Dodatkowo sytuacji nie ułatwia widoczny podział rasowy. Taki obraz nie wygląda wcale dobrze, prawda? 

Jedna z fabryk kiedyś i dziś

Mimo tanich jak barszcz domów, nikt nie kwapi się aby przyjechać i zamieszkać w mieście. Część opuszczonych domów wystawiono na sprzedaż, wśród nich znajdą się takie, które kosztują 10 000 dolarów, 500 dolarów, ale są też takie za dolara. 

Pytaniem jest tylko czemu ludzie nie chcą inwestować? Żeby przywrócić umierające miasto do życia trzeba przecież włożyć trochę chęci, nic się samo nie zrobi.

W związku z tym wszystkim w lipcu tego roku Detroit ogłosiło bankructwo. Ale nie oznacza to, że zostanie wymazane z mapy - eksperci twierdzą, że dzięki umorzeniu części długu miast ma szansę na podniesienie się, ale zajmie mu to przynajmniej kolejne 50 lat.

Ale… Nie wszyscy od razu spisują Detroit na straty. Są tacy, którzy szukają nowego zajęcia, szukają sposobu zarobku i sposobu na uratowanie miasta, w którym się wychowali i w którym żyją. Zrobiono użytek z części opustoszałych działek i parków - na ich miejscu utworzono około tysiąca ogródków i małych farm, na których sadzi się warzywa i owoce. Mieszkańcy razem uprawiają na działkach sałatę, czosnek czy pomidory, które później sprzedają na miejskich targach, do restauracji albo chociażby do jadłodajni dla bezdomnych, których w mieście nie brakuje.  Działają fundacje, które współpracują ze szkołami, angażują w uprawy dzieci aby znaleźć im zajęcie i nauczyć, że warzywa nie pochodzą z przydrożnych stacji benzynowych. Wspiera się też inicjatywę „Greening Detroit”, w ramach której mieszkańcy, którzy decydują się na ogródek dostają darmowe narzędzie i sadzonki na początek. Jednak obecnie ‘rolnictwo’ Detroit wydaje się być jedyną zieloną planką na szarej miejskiej mapie.

Basia Muskała

Komentarze

Popularne posty

Japoński samuraj niechciany w USA, czyli dlaczego Nissan Skyline R34 jest nielegalny w Stanach Zjednoczonych

Co kojarzy nam się z USA? Subiektywny przegląd amerykańskiej kultury

What is this shit, really?