Marcowe szaleństwo czas zacząć!
Chyba wszystkim marzec kojarzy się z samymi przyjemnymi rzeczami: powrotem wiosny, przypływem energii czy też rozpoczęciem sezonu grillowego. Również dla fanów koszykówki miesiąc ten jest szczególny i pełen emocji. Wtedy to bowiem ma miejsce coroczne święto akademickich rozgrywek, znane w Stanach Zjednoczonych jako March Madness. Uczestnikami finałowego turnieju, organizowanego przez National Collegiate Athletic Association jest 68 najlepszych drużyn grających w I dywizji NCAA (w jej skład wchodzi 351 szkół, podzielonych na 32 konferencje). Rozgrywki podzielone są na 7 rund, a najważniejsze etapy mają swoje oryginalne nazwy np.: czwarta runda to Sweet Sixteen, a ćwierćfinały to Elite Eight.
Nie wchodząc w zawiłości organizacji rozgrywek NCAA, chciałbym napisać dlaczego March Madness, jest tak bardzo popularnym wydarzeniem w USA. Całe to „szaleństwo” związane jest między innymi z:
- bardzo szybkim tempem rozgrywek: od 18 marca do 7 kwietnia zostanie rozegranych 67 spotkań, które, w przeciwieństwie do playoff-ów w NBA, rozgrywane są w systemie pucharowym- o wyniku rywalizacji decyduje jedno spotkanie, „win or go home”,
- zaskakującymi rozstrzygnięciami: od czasu do czasu zdarza się, że drużyna, którą eksperci i kibice z góry skazali na pożarcie przez lepszego rywala, sprawiała wielką niespodziankę pokonując koszykarskiego Goliata (np. w 2012 roku w czasie II rundy turnieju, drużyna rozstawiona z nr 15 Norfolk State pokonała ekipę rozstawioną z nr 2 Missouri Tigers). W historii NCAA takie przypadki zdarzają się bardzo rzadko, a zaskakującym zwycięzcą nadaję się tytuł „Kopciuszka turnieju” oraz zyskuje on wsparcie całego kraju,
- kibicowaniem : miasta akademickie, których drużyny biorą udział w turnieju na jego czas po prostu zamierają i żyją tylko koszykówką. Kampusy uniwersyteckie pełne są pijanych… oczywiście szczęściem studentów-kibiców. Nawet profesorowie dają się ponieść emocjom i w czasie zajęć dyskutują ze studentami na temat turnieju,
- oglądaniem meczów: kiedy turniej wkracza w decydującą fazę, rośnie również liczba kibiców przed telewizorami. Rok temu finał oglądało ponad 23 mln Amerykanów, podczas gdy decydujący siódmy mecz finałów NBA obejrzało w USA 26 mln osób. Wypada zaznaczyć, że bezkonkurencyjne w tym względzie jest Super Bowl, które w tym roku obejrzało 111 mln Amerykanów. W tym roku kibice w czasie przerw w meczu będą mogli oglądać nie tylko zwykłe reklamy oraz zapowiedzi najciekawszych filmowych premier. Czeka na nich bowiem niespodzianka przygotowana przez administrację prezydenta Obamy, która ustami m.in.: gwiazdy NBA LeBrona Jamesa będzie zachęcać, w szczególności młodych, do rejestrowania się w zreformowanym systemie opieki zdrowotnej,
- obstawianiem wyników: praktycznie każdy kibic przed rozpoczęciem turnieju wypełnia drabinkę pucharową (tzw. bracket), próbując trafnie wskazać zwycięzców wszystkich 67 meczów. W tym roku amerykański multimiliarder, Warren Buffett, obiecał, że osoba która prawidłowo przewidzi zwycięzców wszystkich 67 spotkań otrzyma od niego 1 mld dolarów, na jego miejscu byłbym spokojny ponieważ jest to zadanie praktycznie niewykonalne;
- święcką tradycją jest również to, iż pierwszy kibic USA, czyli Prezydent, dokonuje własnej analizy rozgrywek, wybierając zwycięzców poszczególnych etapów. Tym razem Barack Obama, prywatnie wielki fan koszykówki, wytypował na zwycięzcę całego turnieju drużynę Michigan State Spartans. Warto zaznaczyć, że w czasie swojego urzędowania 44 Prezydent USA tylko raz, w 2009 roku, trafnie wytypował zwycięzcę March Madness, czyli North Carolina Tar Hells.
Najważniejszy etap tegorocznego March Madness, czyli Final Four (półfinały i finał) odbędzie się w Arlington w Teksasie, na specjalnie przerobionym do tego celu stadionie footballowym. Stadion grającej tam na co dzień drużyny NFL, Dallas Cowboys, w 2010 roku gościł podobne wydarzenie, jakim był mecz gwiazd NBA. All-Star Game zapisał się na kartach Księgi rekordów Guinnessa, ponieważ zgromadziło się na nim 108 713 tysięcy kibiców, co było największą liczbą osób w historii bezpośrednio oglądających mecz koszykówki. Ciekawe czy w tym roku fani ligi akademickiej pobiją ten rekord?
Wracając jeszcze do kwestii fenomenu turnieju NCAA oraz samej ligi akademickiej. Ponieważ w roku 2011 NBA z powodu lokautu ruszyła dopiero pod koniec grudnia, przez ponad pół roku odczuwałem koszykarski niedosyt. Tym samym postanowiłem zapełnić tą lukę właśnie ligą akademicką. W czasie śledzenia tych rozgrywek przekonałem się, dlaczego tak wiele osób ją ogląda, a nawet stawia przed NBA. Sama gra pod względem efektywności i techniki nie jest tak porywająca jak w najlepszej lidze świata, ale nie brak w niej naprawdę wielkiego poświęcenia i prawdziwej walki.
Zawodnicy, a tym samym studenci, są niesamowicie związani ze swoją drużyną i jej pozostałymi członkami. Przebywając na co dzień na kampusie nie są mitycznymi postaciami jak zawodnicy NBA, są oni na wyciągnięcie ręki swoich wiernych fanów, można z nimi pogadać o ostatnim meczu, projekcie naukowym, a nawet wypić piwo. Tym samym zawodnicy czują ogromną dumę z powodu, że mogą reprezentować na parkietach swoją uczelnie, której najważniejszą częścią są ich koledzy-studenci. Więź ta jest tym mocniejsza, ponieważ niegrający studenci w czasie meczów starają się zrobić, co mogą, by wesprzeć swoich kolegów. Na trybunach jest naprawdę bardzo głośno, kibice śpiewają, co niektóre uczelnie mają nawet specjalne orkiestry, standardem są natomiast zespoły pięknych i zwinnych cheerleaders. Wśród kibiców można zobaczyć nie tylko samych studentów - na mecze przychodzą również absolwenci z całymi rodzinami oraz sami profesorowie.
Oczywiście ktoś może stwierdzić, że zawodnicy uniwersyteckich drużyn zostawiają co mecz swoje serca na parkiecie tylko po to, żeby zostać dostrzeżonym przez skautów z NBA (zawodnicy ligi akademickiej nie dostają wynagrodzenia za grę). Twierdzić tak mogą tylko osoby, które nie widziały więcej niż kilku meczów NCAA (ja również należałem do tego grona). Argumentami przeciwko tej tezie może być fakt, że najlepsi zawodnicy i tak mają ugruntowaną pozycję wśród ekspertów NBA, ale najważniejsze są chyba emocje, które można wyczytać z twarzy zawodników (czy to smutek po przegranej, czy też radość po zwycięstwie). Świadczą one o tym, że zawodnikom naprawdę zależy na losach swojej drużyny oraz chęci przysporzenia chwały swojej uczelni. Również po zakończeniu akademickiej kariery, zawodnicy podkreślają swoje przywiązanie do starej drużyny: utrzymują kontakty z trenerami i kolegami z zespołu, a obecnie rywalami z NBA oraz kibicują swoim drużynom szczególnie aktywnie właśnie w czasie March Madness.
Dlatego jeżeli macie tylko czas i ochotę, zachęcam Was do rozpoczęcia przygody z koszykówką akademicką. March Madness będzie do tego odpowiednim momentem, ponieważ jak już wspominałem jest to rywalizacja na najwyższym poziomie oraz dostarcza ona najwięcej emocji. Co prawda żadna polska stacja telewizyjna nie transmituje zmagań grających studentów, jednakże polski internauta znajdzie sposób na pokonanie każdej przeszkody i po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła „jak oglądać March Madness w HD” każdy dowie się w jaki sposób może się przyłączyć do śledzenia turnieju.
Na sam koniec, dodam tylko - LET’S GO ARIZONA!
Kuba Serafin
Komentarze
Prześlij komentarz