Prezydenckie przypadki marcowe
Czwarty dzień marca zapewne niewielu osobom kojarzy się z czymś szczególnie wyjątkowym. Ani to święto państwowe, ani Walentynki. Tymczasem jeszcze nieco ponad osiemdziesiąt lat temu Stany Zjednoczone regularnie właśnie tego dnia co cztery lata przeżywały ogólnonarodowe poruszenie. Gdyby nie ratyfikowana w 1933 roku XX poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych to za trzy lata na czwartego marca 2017 roku z niecierpliwością oczekiwałoby wielu Amerykanów.
W czasach gdy jeszcze nikt nie śnił o organizowanych obecnie na gigantyczną skalę prezydenckich inauguracjach 4 marca został wybrany przez Kongres na dzień inauguracji ze względów czysto praktycznych. Te kilka miesięcy od listopadowych wyborów miało w realiach przełomu XVIII i XIX wieku wystarczyć na załatwienie wszystkich spraw związanych z przeprowadzką i przybyciem do Nowego Jorku. Gdy 4 marca wypadał w niedzielę, podobnie jak to ma miejsce obecnie publiczne zaprzysiężenie odbywało się z reguły w poniedziałek. 4 marca jako dzień początkujący kadencje prezydenta ma swoje korzenie w momencie gdy Kongres obradował na podstawie Artykułów Konfederacji. Właśnie ten dzień po wyborach parlamentarnych i prezydenckich wyznaczono na przekazanie władzy nowej, demokratycznie wybranej administracji rządowej. W Konstytucji Stanów Zjednoczonych zapisano jednak, że Kongres powinien zbierać się przynajmniej raz w roku, w pierwszy poniedziałek grudnia. Już trzeci Kongres zaczął obrady w grudniu, podczas gdy marcową datę uznano za wyznacznik końca dwuletniej sesji parlamentu. Tego rodzaju niezapisane w konstytucji ustalenia skomplikowały pracę kongresmenów. Doszło bowiem do sytuacji, w której przegrani w wyborach politycy sprawowali swoje funkcje jeszcze przez cztery miesiące, aż do wygaśnięcia sesji kongresu. W połączeniu z urzędowaniem odchodzącego ze stanowiska prezydenta stanowiło to pewne niebezpieczeństwo dla politycznej stabilizacji państwa. W ten sposób w momencie wstępowania do Białego Domu zaskoczony został chociażby Abraham Lincoln, kiedy secesjoniści wykorzystali czas zawieszenia na zawiązanie Konfederacji i oblężenie Fortu Sumter.
Zanim jednak Franklin Delano Roosevelt został pierwszym i jedynym prezydentem zaprzysiężonym zarówno 4 marca, jak i 20 stycznia dochodziło do wielu historycznych, jak również niespodziewanych chwil. Pierwsza prezydencka inauguracja niewiele miała wspólnego z wystawną platformą przed Kapitolem, oraz tłumem zaproszonych oficjeli. Z oczywistych względów nie odbyła się w Waszyngtonie. Jej główny bohater jako jedyny dostąpił zaszczytu bycia zaprzysiężonym w dwóch różnych miastach. W 1789 roku uroczystość odbyła się na balkonie Federal Hall na Wall Street w Nowym Jorku, a cztery lata później w budynku Kongresu w Filadelfii. Co więcej, Jerzy Waszyngton nie składał swojej pierwszej przysięgi czwartego marca. Z powodu braku wymaganego quorum w Kongresie wyniki wyborów nie były zatwierdzone aż do szóstego kwietnia. Później również nie brakowało różnego rodzaju problemów. W ostatniej chwili zorientowano się, że nie ma Biblii potrzebnej wypowiedzenia słów z 2 artykułu Konstytucji. Została więc szybko pożyczona z loży masońskiej, posiadającej nieopodal swoją siedzibę. Następni prezydenci zaadaptowali za Waszyngtonem dobrze znane inauguracyjne zwyczaje jak chociażby ucałowanie Biblii, na którą została złożona przysięga, czy kończenie formuły zaprzysiężenia słowami „tak mi dopomóż Bóg”.
Dziś każdy szczegół inauguracyjnego „przedstawienia” musi być dopracowany w każdym calu. Zazwyczaj tylko czynnik naturalny wydaję się być jedynym trudnym do przewidzenia elementem inauguracji. Pogoda w marcu bywa nawet bardziej kapryśna niż w styczniu, więc meteorologicznych atrakcji nigdy nie brakowało. Boleśnie o urokach marcowej aury przekonał się William Henry Harrison. Mimo fatalnej pogody nie ubrał płaszcza ani kapelusza, a dodatkowo zdecydował się na najdłuższą mowę inauguracyjną w dziejach USA. Po dwugodzinnej przebytej konno drodze na miejsce uroczystości, wspomnianym przemówieniu i kilku balach Harrison był kompletnie przemoknięty i wyczerpany fizycznie. W efekcie szybko nabawił się zapalenia płuc, które przyczyniło się do jego szybkiej śmierci - równo miesiąc po objęciu stanowiska. Na nic zdały się pijawki i opium podawane Harrisonowi przez lekarzy. Nie tylko w Polsce zima potrafi sprawiać niespodzianki. W 1909 roku przed inauguracją kadencji prezydenta Williama Tafta przez Waszyngton przeszła śnieżyca. Spadło kilkadziesiąt centymetrów śniegu, pociągi stanęły w miejscu, powalone zostały drzewa. Sześć tysięcy osób bezskutecznie próbowało usunąć zalegający wszędzie śnieg. Uroczystość odbyła się zatem w kameralnej atmosferze, bez hucznej parady i innych atrakcji.
Sprawnie uchwalona XX poprawka do konstytucji zakończyła historię marcowych prezydenckich inauguracji. Wyznaczenie daty końca kadencji na 20 stycznia w południe pozwoliło zredukować spory dotyczące możliwości wpływania obchodzącego prezydenta na politykę krajową podczas końcowych tygodni jego urzędowania w Białym Domu. 4 marca był świadkiem wielu ważnych wydarzeń. Wspaniałych przemówień, pierwszych sfotografowanych i sfilmowanych prezydenckich inauguracji. Choć dziś rozpoczęcie prezydenckiej kadencji ma bez wątpienia o wiele bardziej efektowną oprawę warto pamiętać o nie mniej interesujących historycznych momentach chwały amerykańskiej demokracji.
Komentarze
Prześlij komentarz